22 marca Marlena Kaduk z Matki kontra ZUS zaapelowała do prezydenta Andrzeja Dudy o pomoc. – Pomimo opłacania regularnych składek i prowadzenia działalności gospodarczych ZUS wykluczył nas z ubezpieczeń społecznych. Pomimo tego, że nadal płacimy składki, nie wypłaca nam bieżących świadczeń. W związku z koronawirusem, brakiem możliwości pracy, zamknięciem zakładów pracy, zamknięciem szkół i przedszkoli prosimy, panie prezydencie, o pomoc, i prośbę kierujemy także do ZUS, o wypłatę nam bieżących świadczeń związanych z opieką, macierzyństwem i chorobą – apeluje Kaduk.
Pani Julita spod Kielc otrzymywała wyższe zasiłki, gdyż opłacała wyższe składki podczas ciąży. ZUS nakazał jej zwrócić 120 tys. złotych za trzyletni okres, ponieważ podczas zwolnienia chorobowego wystawiła fakturę. Sprawę w sądzie I instancji pani Julita wygrała. Sąd zdecydował, że mogła wystawić fakturę na zwolnieniu chorobowym bez utraty świadczeń, bo nie była to praca fizyczna.
Jednak w lutym 2020 roku pani Julita przegrała sprawę przed sądem II instancji. – Sąd przyznał rację ZUS-owi i stwierdził, że na poprzedniej sprawie tamten sędzia źle zinterpretował stan faktyczny – opowiada pani Julita. Podobnie pani Grażyna z Łodzi, będąc na L4, wystawiła miesięczną fakturę franczyzową za działalność sklepu. – Dla ZUS-u powinnam zwolnić ludzi i zamknąć budę… Ale wtedy by mnie capnęli za fikcyjność – pisze na FB.
Stała się wrakiem człowieka
Pani Ewa z woj. lubelskiego od 2011 roku prowadzi firmę jako kierowca taksówki. Miała z ZUS-em dwie „przygody”. W 2019 roku, po skończonym urlopie macierzyńskim, wszczęto kontrolę. Kontrolerzy ZUS znaleźli paragon i stwierdzili, że kobieta pracowała na zwolnieniu lekarskim. Chodziło o to, że pracę zaczęła 31 stycznia, a zakończyła – według czasu na taksometrze – 1 lutego o godz. 0:17, czyli 17 minut pracowała na zwolnieniu.
Problem w tym, że godzina na taksometrze była nieprawidłowa – była godzinę do przodu, a w rzeczywistości kurs zakończył się o godz. 23:17. Kobieta miała 100 km do serwisu i nie zmieniła godziny na taksometrze. Była w ciąży i nie miała do tego głowy. Na dodatek mimo że u lekarza była 3 lutego, on wystawił jej zwolnienie wstecz, bo uznał, że była niezdolna do pracy od 1 lutego.
ZUS zakwestionował cały zasiłek od 1 do 24 lutego 2015 roku i nakazał zwrot 2000 złotych. Druga „przygoda” była znacznie poważniejsza. W 2018 roku podczas zwolnienia lekarskiego pani Iwona legalizowała taksometr. Lekarz twierdził, że zwolnienie nie będzie przeszkadzało. Przeciwnego zdania był ZUS. Stwierdził niedopłatę jednej składki i wysłał kobiecie decyzję zwrotową na kwotę 33 tys. złotych za zwolnienia na dzieci i zdrowotne.
Karolina Osińska, która prowadzi szkołę językową w Toruniu, podczas ZUS-owskiej kontroli stwierdziła, że jest w zagrożonej ciąży i nie będzie brała udziału w czynnościach kontrolnych. Po zastraszeniu mandatami czynność kontrolna i świadczenia zostały zawieszone do rozwiązania. Przez okres ciąży i macierzyńskiego ZUS nic nie wypłacał. Kobiecie zaszkodziło stwierdzenie, że co prawda ma pracowników, ale nie mają oni odpowiedniej wiedzy.
Z tego kontrolerzy ZUS wyciągnęli wniosek, że Osińska wykonuje pracę podczas zwolnienia lekarskiego, więc powinna oddać wszystkie zasiłki, mimo posiadania pracownika ds. administracyjnych zatrudnionego na umowę o pracę. Dopiero po wygranej kobiety w sądzie świadczenia zostały przywrócone i ZUS musiał wypłacić ok. 18 tys. złotych.
Kłopoty z ZUS-em mają nie tylko kobiety prowadzące działalność gospodarczą, ale także zatrudnione na umowy o pracę. Pani Paulina z Gubina zmieniła pracę w takim sensie, że nadal robiła to samo w tym samym miejscu, ale przeszła do innej spółki. Lekarz stwierdził, że jest w zagrożonej ciąży i zalecił zwolnienie z pracy aż do porodu. Wtedy ZUS z Zielonej Góry rozpoczął kontrolę, która trwała miesiącami, zarzucając pani Paulinie, że zbyt krótko pracowała przed zajściem w ciążę oraz że miała… zbyt wysoką pensję.
Kontrolerka miała przekręcać informacje uzyskane od pracodawcy. – Można powiedzieć, że w pewnym sensie stałam się wrakiem człowieka. Stres, ciągły płacz i niewiedza, co będzie dalej – wspomina pani Paulina. Po urodzeniu dziecka przyszła decyzja o zwrocie świadczeń z L4 z informacją, że pani Paulina nie podlega ubezpieczeniom. Kobiecie zarzucono fikcyjność zatrudnienia – że nigdy nie podjęła pracy u tego pracodawcy. Dlatego też ZUS nie przyznał zasiłku macierzyńskiego.
– Z tej całej sytuacji po dwóch miesiącach nie miałam pokarmu w piersi, aby wykarmić dziecko urodzone miesiąc przed terminem, co również nie wpłynęło dobrze na moją psychikę – mówi pani Paulina. ZUS-u nie interesowały tłumaczenia i dokumenty, które potwierdziłyby jej pracę. 21 stycznia 2020 roku pani Paulina wygrała sprawę w sądzie I instancji, lecz ZUS zapowiedział apelację.
Protesty matek
Z czasem okazało się, że osób pokrzywdzonych przez ZUS jest o wiele więcej, niż się spodziewano. Sprawa rozszerza się dalej i dotyczy już nie tylko wielodzietnych przedsiębiorczych matek, ale i kobiet na etatach (głównie zatrudnionych w małych firmach) czy chorujących mężczyzn. Przy rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców powstał Zespół Roboczy ds. Ubezpieczeń Społecznych. 27 listopada 2019 roku odbyło się posiedzenie Zespołu, podczas którego przedstawiono postulaty kobiet pokrzywdzonych przez ZUS. Sprowadzają się one do tego, by Zakład działał zgodnie z prawem i przestał nękać młode matki. Rzecznik Adam Abramowicz zarzucił ZUS-owi „urzędniczą nadgorliwość”.
Politycy opozycyjni próbują pomóc matkom i kilku posłów złożyło w tej sprawie interpelacje do ministra rodziny, pracy i polityki społecznej. W listopadzie 2019 roku zapytanie takie wniosła poseł Agnieszka Pomaska z PO. W odpowiedzi minister Marlena Maląg odpisała, że nie widzi nieprawidłowości ze strony ZUS-u. Z kolei w styczniu br. interpelację w sprawie nękania przez ZUS kobiet prowadzących działalność gospodarczą złożył poseł Stanisław Tyszka z Kukiz’15.
Wiele pokrzywdzonym matkom pomógł także poseł Przemysław Koperski z Lewicy. Problemem tym zainteresowali się również posłowie Konfederacji: Artur Dziambor, Grzegorz Braun i Jakub Kulesza. Założyli oni zespół parlamentarny ds. wspierania i promowania mikroprzedsiębiorczości i na pierwszym spotkaniu organizacyjnym, 21 stycznia br., kobiety przedstawiły sprawę.
Odbyło się już kilka protestów matek poszkodowanych przez ZUS. 8 marca miał miejsce protest na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. – Zmusza się nas do oddawania przyznanych zgodnie z prawem zasiłków, obniżając wstecznie podstawę ubezpieczenia. O tym, że to działanie bezprawne, mówił Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy w składzie siedmiu sędziów, a nawet sam prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych – mówiła do protestujących Zuzanna Adamkiewicz-Kiwer. Prezydent Duda obiecał kobietom pomoc.
– Pytania, które zadawał pan prezydent, pokazały jasno, że nie został odpowiednio wprowadzony w specyfikę konfliktu na linii ZUS-przedsiębiorcze matki. Najpierw zapytał o to, ile wysokich składek opłaciłyśmy. Tymczasem problem nie stanowi ilość składek, lecz fakt, że prawo pozwalało na ich opłacanie, a decyzje o zwrocie są niezgodne z obowiązującym do dziś przepisami – podkreśliła organizatorka protestu Marlena Kaduk.
Paweł Żebrowski, rzecznik prasowy Centrali ZUS, który zaznacza, że Zakład musi dbać o to, by środki z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych były wydawane racjonalnie i nie dochodziło do nadużyć, podał mi przykład sytuacji, kiedy kobieta oszukała ZUS. Pani X działalność pozarolniczą prowadzi od 1 sierpnia 2014 roku i od tej daty zgłasza się do ubezpieczenia chorobowego. Za sierpień i wrzesień 2014 roku, tj. od samego początku prowadzenia działalności, deklaruje maksymalną kwotę podstawy wymiaru w wysokości 9365 złotych.
Składka na ubezpieczenie chorobowe za te dwa miesiące wyniosła 459 złotych. Od 5 października 2014 roku do 31 maja 2019 roku pani X pobiera zasiłki, w tym zasiłek macierzyński z krótkimi przerwami w łącznej kwocie 320.877 złotych. W okresach krótkich przerw w pobieraniu zasiłku opłaca składki od najniższej podstawy wymiaru. Kwota składki na ubezpieczenie chorobowe opłaconej przed rozpoczęciem pobierania zasiłku macierzyńskiego oraz w okresach przerw w pobieraniu zasiłków od sierpnia 2014 roku do maja 2019 roku wyniosła 1193 złote.
Decyzją oddziału ZUS zostaje wyłączona z ubezpieczeń od 2 lipca 2016 roku oraz zobowiązana do zwrotu nienależnie pobranych zasiłków za okres od 8 września 2016 roku do 31 maja 2019 roku na kwotę 179.242 złotych. Decyzje są prawomocne.
Oczywiście oszustwa należy ścigać i blokować wypłatę świadczeń, ale nie mogą na tym cierpieć matki uczciwie prowadzące działalność gospodarczą. Sam fakt, że kobieta mało wpłaciła składek, a wypłacono jej znacznie wyższe kwoty w świadczeniach nie świadczy o oszustwie. Na tym polegają ubezpieczenia, że im wyższa składka, tym wyższe świadczenie. Zresztą ZUS z pobieraniem wyższych składek nie miał problemu. Nie po to kobiety wpłacały wyższe składki, by uzyskiwać tak samo niskie wypłaty. Poza tym takie działanie było zgodne z prawem, a wątpliwości może jedynie budzić sytuacja, gdy działalność gospodarczą zakładano fikcyjnie, tylko po to, by wyłudzić wysokie świadczenia.
Wydaje się, że ZUS niekoniecznie to rozumie. A może rozumie, tylko intencjonalnie kosztem tych przedsiębiorczych kobiet próbuje zasypywać dziurę w swoich finansach? Okazuje się bowiem, że Fundusz chorobowy ZUS, z którego wypłacane są zasiłki, m.in. macierzyńskie, na L4 czy w związku z opieką nad dzieckiem, w tym roku ma mieć rekordową dziurę na poziomie niemal 8,2 mld złotych.
ZUS? Dobrowolny!
Same działania kontrolne ZUS są wątpliwe pod względem legalności. Np. Biuro Rzecznika MŚP podkreśla, że wielokrotne kontrolowanie tych samych okresów ubezpieczenia jest niezgodne z prawem, bo art. 58 ustawy Prawo przedsiębiorców wyłącza możliwość przeprowadzenia ponownej kontroli przez ten sam organ.
– Ustawa o systemie ubezpieczeń społecznych żadnym przepisem nie daje prawa ZUS-owi do weryfikacji zadeklarowanej przez przedsiębiorcę podstawy wymiaru składek, jeśli mieści się ona w granicach przewidzianych ustawą. Jeśli działalność gospodarcza nie ma charakteru pozornego, a w związku z tym tytuł ubezpieczenia jest niepodważalny, nie jest dopuszczalna weryfikacja wysokości podstawy wymiaru składek – mówi pani Beata z Puław, od której Zakład zażądał zwrotu 131 tys. złotych, zarzucając jej bezprawne podniesienie swoich składek.
A ZUS nagminnie wmawia przedsiębiorczym matkom, że nie było ich stać na zapłacenie wyższej składki. Co więcej, ZUS nie tłumaczy pokrzywdzonym osobom, w jaki sposób wyliczył wysokość zwrotu.
Niejednokrotnie nie informuje też o prowadzonych kontrolach ani nawet o wynikach kontroli. – Kiedy zadzwoniłam do ZUS-u i spytałam, jak przebiegła ta kontrola i co miała na celu, urzędniczka odpowiedziała, że nie musi mi się z tego tłumaczyć – mówi pani Magda spod Lublina.
Pokrzywdzone kobiety żalą się, że jeśli kontrolerzy ZUS nic nie znajdują, to próbują na siłę wyszukać cokolwiek, zadają bzdurne pytania i grzebią w dokumentacjach sprzed lat.
– To nie jest tak, że ZUS kontroluje „podejrzanych” lub tych, co po miesiącu płacenia wyższych składek zachodzą w ciążę. Biorą każdego, a później na siłę chcą znaleźć coś na niego, liczą na podwiniecie nogi, może ktoś się pomylił w wypełnianiu druczku kiedyś… – to jest strasznie niesprawiedliwe – mówi pani Ewelina z Wrocławia, której pracownicy ZUS kontrolą zniszczyli pierwsze dni macierzyństwa i nie znaleźli żadnych nieprawidłowości.
– ZUS ma też w zwyczaju kontrolować opiekę nad dzieckiem, żądając bardzo często zaświadczenia z przedszkola, że dziecko nie uczęszczało do placówki – mówi pani Beata.
– Ja rozumiem, że ZUS musi kontrolować, bo ludzie za bardzo sobie folgują, ale robi to z taką zaciekłością, jak nic nie znajdzie, to dalej szuka. Tak jakby chciał zniechęcić ludzi do pobierania świadczeń albo zażądać zwrotów. Były takie sytuacje, że ktoś przed samą ciążą zakładał działalność i płacił wysokie składki, ale ZUS wmawia kobietom, które latami prowadziły swoją działalność, że nie były w stanie płacić wyższych składek. Mleko się wylało i to dla mnie wygląda na takie rozszarpywanie: oddaj, bo za dużo pobrałeś. A przecież kobiety, które wpłacały wyższe składki, działały zgodnie z prawem. A ZUS twierdzi, że jest to instrumentalne wykorzystanie ubezpieczeń społecznych – ocenia Katarzyna Nabożna-Motała z Ruchu Społecznego Kobiety na DG kontra ZUS, adwokat z Zielonej Góry, której ZUS wydał decyzję wyłączającą z ubezpieczenia chorobowego z powodu… złego formularza.
Dodaje, że nie można od ZUS-u uzyskać stanowiska, kiedy i pod jakim warunkiem można płacić wyższe składki, żeby w przyszłości nie mieć problemów.
Dlatego coraz głośniej powinien brzmieć postulat dobrowolnego ZUS, co proponuje Konfederacja. To jest rozwiązanie: można się zrzec świadczeń, ale jednocześnie nie powinno się nikogo zmuszać dopłacenia składek. Na początku lutego br. politycy Konfederacji przedstawili projekt ustawy w tej sprawie.
– Jest to projekt wdrażający jedną z naszych zapowiedzi, aby znosić niepotrzebne obowiązki podatkowe, obowiązki fiskalne nakładane i duszące w Polsce przedsiębiorczość, i tak naprawdę zmuszające do emigracji zarobkowej wielu Polaków mających w sobie chęć ciężkiej pracy, ale niemogących zobaczyć owoców tej pracy ze względu na nadmierne obciążenia podatkowe i zusowskie – mówi poseł Krzysztof Bosak.
– Projekt dobrowolnego ZUS ma dać wybór przedsiębiorcom, w jaki sposób chcą zadbać o swoją przyszłość. Jeżeli ZUS jest pomocą, ubezpieczeniem, a nie podatkiem, a nie sposobem na drenaż najciężej pracujących, to powinien być fakultatywny – dodaje kandydat Konfederacji na urząd prezydenta RP. Jak tłumaczy poseł Kulesza, projekt zakłada, że w pierwszym roku mikroprzedsiębiorcy będą mogli całkowicie zrezygnować z płacenia ryczałtowych składek na ZUS, a w kolejnych latach będą dochodziły także małe, średnie i duże przedsiębiorstwa.
Po dwóch burzliwych spotkaniach w Sejmie i przedstawieniu postulatów przez pokrzywdzone matki ZUS się ocknął i od 9 marca zaniechał wydawania decyzji obniżających podstawę wypłacanych świadczeń, a odwołania złożone przez poszkodowane w lutym są uwzględniane i sprawy są umarzane.