Dzień Ziemi. Jak dbać o środowisko? Tak jak pan Rothbard powiedział!

Proof of global warming (dowód na globalne ocieplenie - red.).
REKLAMA

Obchodzony 22 kwietnia międzynarodowy Dzień Ziemi sprawił, że znów odezwali się eksperci od zmian klimatu, na czele z Gretą Thunberg, którzy grzmią o wielkim kryzysie klimatycznym.

Czy mamy z nim do czynienia? Zapewne w jakimś stopniu tak. W jakim? Zapewne nie w tak dużym, jak przedstawiają to zwolennicy „końca świata” w ciągu nastu lat. Dość wspomnieć, że ONZ już w 1989r zapowiadała, że mamy 11 lat na uratowanie planety, a od początku XXI wieku miały dziać się apokaliptyczne scenariusze, które oczywiście nie nastąpiły.

Eksperci, schowani na chwilę za pandemią koronawirusa, dziś znów wzywają państwa do działania teraz, bo inaczej ręka noga mózg na ścianie, spadną na nas wszystkie plagi egipskie. Ignorują przy tym, lub cynicznie ukrywają, fakt że – jak zwykle – to właśnie działania państwa są przyczyną problemów.

REKLAMA

„Troska” o środowisko lewicy

Obecnie troska o „środowisko” zdominowana jest przez lewicę, na której pojawił się nawet nowy nurt ekologizmu. Jego przedstawiciele z jednej strony w górnolotnych hasłach twierdzą, że troszczą się o najbiedniejszych i walczą ze złym kapitalistami, z drugiej postulują programy państwowe, a więc chcą aby wszyscy płacili za zanieczyszczenia nielicznych, a nie oni sami.

W praktyce o żadną ochronę środowiska nie chodzi, ale, jak to w kolejnym odłamie marksizmu, o kontrolę nad innymi, władzę i pieniądze poprzez dotacje. Przykładem tego niech będzie wydany przez PE zakaz używania plastikowych słomek.

Przy uzasadnianiu zmian oglądaliśmy chwytające za serca zdjęcia morskich stworzeń z plastikiem – tylko ktoś bez uczuć mógłby się sprzeciwiać jedynej słusznej drodze. I tym gorzej dla faktów, które pokazują, że za 95% zanieczyszczeń odpowiadają Azja i Afryka, a nawet gdybyśmy wszystkie słomki zrzucili do oceanów to stanowiłyby one 0,03% obecnego tam plastiku.

Przyczyny obecnego stanu rzeczy

Wydawałoby się, że prawie każdy ceni przyrodę i chce troszczyć się o środowisko. Jak to się zatem stało, że jest jak jest?

Jeszcze w I połowie XIX wieku w Stanach Zjednoczonych obowiązywało wręcz libertariańskie podejście do ochrony środowiska. Opierało się ono na poszanowaniu prawa własności i prawu do pozwów za zanieczyszczanie środowiska.

I w większości takie pozwy – mimo konieczności udowodnienia winy przez pozywającego – były zwycięskie! Wygrywane były pozwy zbiorowe o zanieczyszczenie rzek przez osoby mieszkające w ich dole, wygrywane były pozwy przez kobiety, którym dym z fabryk niszczył pranie, wygrywane były sprawy o emitowanie nadmiernego hałasu.

Zazwyczaj wygrana sprawa kończyła się koniecznością zapłaty odszkodowania i zakazem sądowym dalszych emisji zanieczyszczeń. W ten sposób wolnościowe podejście wymuszało na przedsiębiorcach kreatywność i szukanie bardziej opłacalnych ekologicznych rozwiązań, bez odgórnych nakazów.

W drugiej połowie XIX wieku doszło jednak do radykalnej zmiany w orzecznictwie, pojawiła się nowa moda „dobra publicznego”, stopniowo rozpoczął się proces ograniczania własności prywatnej. Kolejne osoby zgłaszające się ze sprawami, które wcześniej byłyby wygrane, mogły jedynie pocałować klamkę drzwi sali sądowej. Dziś kiedy słyszymy o zanieczyszczeniach środowiska, na pierwszym miejscu pojawiają się wody.

Oceany i morza, które nie są pod jurysdykcją państw, decyzją ONZ z 1970 roku zostały uznane za „dobro ludzkości”. Trudno o większy absurd. Oczywistym jest, że każdy troszczy się o swoją własność, natomiast o to co jest „własnością wszystkich” nie troszczy się nikt.

Mniej państwa – lepsza ochrona środowiska

Im więcej mamy państwa w ochronie środowiska tym więcej związanych z tym problemów. Już kiedy przyroda jest własnością wszystkich obywateli widać jak na dłoni, że nie ma chętnych do wzięcia odpowiedzialności, a cóż dopiero kiedy odpowiedzialnymi uczynimy całą ludzkość.

Nie trzeba tu wymyślać żadnych rewolucji, nie potrzeba żadnego nowego Zielonego Ładu, wystarczy zaczerpnąć z tego, co już było i działało. Wystarczy – jak pisał M. Rothbard – wdrożyć „wolnościowy system prawny, który dopuszcza odszkodowania, pozwy zbiorowe i wnioski o zakaz sądowy”.

REKLAMA