Genialny film z przekazem wolnościowym i pro life w serwisie Netflix [VIDEO]

Kadr z filmu "Siedem Sióstr" Źródło: Netflix
REKLAMA

Choć Netflix słynie raczej z lewicowego przekazu, to nawet konserwatysta może natknąć się tam na perełkę. Film „Siedem sióstr” (reż. Tommy Wirkola) z Noomi Rapace, Glenn Close i Willemem Dafoe niesie mocny przekaz pro life i krytykę etatyzmu.

Nie jest to „Nieplanowane”, które wprost mówiło o barbarzyństwie aborcji. Akcja „Siedmiu sióstr” (org. „What Happened to Monday”) dzieje się w latach 70-tych XXI wieku. Ludzie przyszłości muszą poradzić sobie z problemem przeludnienia.

Receptę znajduje Nicolette Cayman (Glenn Close) – znana polityk i naukowiec proponuje politykę jednego dziecka. Gdy jacyś rodzice zatajają, że urodziły im się bliźnięta, to dzieci są wykradane im przez reżim i zawożone do „banku zasobów”. Tam umieszcza się je w specjalnych komorach i usypia, by „czekały na nadejście lepszych czasów”. Tak jak dziś w przypadku aborcji na Zachodzie, nazywa się to „planowaniem rodziny”.

REKLAMA

Uwaga spoilery

W takich warunkach Terrence Settman (Willem Dafoe) w ukryciu wychował siedmioraczki. Siedem sióstr nazywających się Poniedziałek, Wtorek, Środa… etc. udaje jedną osobę. Gdyby ich tajemnica wyszła na jaw, to sześć z nich zostałoby „uśpionych”. Tu trzeba pochwalić aktorkę Noomi Rapace, która wcielając się w siedem osób robi to tak genialnie, że każda z sióstr posiada własną osobowość, mimikę a nawet ton głosu.

Jedna z sióstr zachodzi w ciążę i zdradza pozostałe. Służby państwowe zaczynają polowanie na pozostałą szóstkę. W ferworze walki o przetrwanie przeżyć udaje się tylko dwójce, która odkrywa i ujawnia, że dzieci w „banku zasobów” nie są „usypiane” tylko mordowane w specjalnych komorach. Uprzednio dostają zastrzyk więc wszystko dzieje się bardzo „humanitarnie”. Tak też tłumaczy się pomysłodawczyni projektu, jednak ludzie i tak są zszokowani a rząd kończy z polityką jednego dziecka.

W finałowej scenie ginie również „Poniedziałek” czyli siostra, która zdradziła. W ostatnim momencie życia prosi o ratunek dla swojego nienarodzonego dziecka (okazuje się później, że to bliźniaczki). Lekarze rzeczywiście je ratują, a dziewczynki mogą rozwijać się poza organizmem matki w specjalnym inkubatorze.

Konserwatywny przekaz na platformie Netflix

Wymowa filmu jest bardzo konserwatywna. Po pierwsze widz może zobaczyć, że decydowanie o tym które dzieci mogą żyć, a które nie, jest tak naprawdę ludobójstwem i nie zmienia tego nawet legalizacja tego procederu. Po drugie osobista walka Poniedziałku o jej nienarodzone córeczki, a później ich rozwój w inkubatorze pokazują, że życie nie zaczyna się magicznie po porodzie.

Dla konserwatywnych liberałów smaczkiem będzie krytyka etatyzmu wprowadzanego w imię wyższych wartości. Kobieta, która jest autorką projektu usypiania dzieci non stop daje przemowy o ratowaniu planety i odpowiedzialnym rodzicielstwie. Jej słowa mogłyby znaleźć posłuch wśród dzisiejszych feministek czy eko-fanatyków. Mimo to ostatecznie zostaje skazana na karę śmierci.

Ten film to pozycja obowiązkowa dla każdego KoLiberała.

REKLAMA