Była straszna, chorowało na nią pół miliarda ludzi, pochłonęła ponad 200 tysięcy ofiar. Kto dziś o niej pamięta?

W 2009 roku na świecie szalała świńska grypa. Foto: Pixabay
W 2009 roku na świecie szalała świńska grypa. Foto: Pixabay
REKLAMA

W czerwcu 2009 roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła pandemię świńskiej grypy. Trwała 14 miesięcy i pochłonęła 284 tysiące ofiar śmiertelnych. Ile osób zachorowało, nikt nie liczył, bo WHO oraz rządy uznały, że nie ma to sensu, podobnie jak zamykanie granic i gospodarki. Chociaż szybko wynaleziono szczepionkę, mało kto zdążył jej użyć, ponieważ pandemia wygasła sama.

Prawidłowa nazwa świńskiej grypy do „grypa meksykańska” lub „grypa AH1N1”, ponieważ do pierwszych masowych zachorowań doszło w Meksyku wiosną 2009 roku. Odpowiadała za nie mutacja wirusa grypy o nazwie AH1N1. Nowy wirus posiadał geny aż czterech różnych wirusów grypy: dwóch świńskiej, jednej ptasiej i jednej ludzkiej. Zdaniem wirusologów do wymiany materiału genetycznego między wirusami doszło w komórkach człowieka, który zaraził się wszystkimi czterema grypami. Najprawdopodobniej właśnie w Meksyku.

Wirus AH1N1 pod wieloma względami przypominał wirusa słynnej „hiszpanki”, która w latach 1918-1920 zabiła na świecie od 50 do 100 mln ludzi. Chorowało na nią pół miliarda czyli 1/3 ówczesnej populacji globu. Podobieństwo polegało na tym, że na świńską grypę i hiszpankę częściej chorowali ludzie młodzi niż starsi. To powodowało również większą śmiertelność w grupie wiekowej poniżej 50 lat.

REKLAMA

Nikt niczego nie zamykał

W ciągu dwóch miesięcy od masowych zachorowań w Meksyku świńska grypa rozlała się na cały świat. W czerwcu 2009 roku WHO ogłosiła szósty, najwyższy stopień zagrożenia, czyli pandemię. Co jednak ciekawe, w rekomendacjach WHO nie było żadnych sugestii zamykania granic czy ograniczania aktywności gospodarczej, ani sportowej czy turystycznej. Organizacja uznała też, że ze względu na szybkość rozprzestrzeniania się epidemii ma sensu ma sensu liczenie pojedynczych przypadków. Rekomendowano jedynie rejestrowanie masowych zachorowań i zgonów.

Jeszcze ciekawsze było to, że chociaż na świńską grypę chorowały dzieci, młodzież i osoby w wieku produkcyjnym żaden rząd nie zdecydował się na zamknięcie przedszkoli, szkół czy wyższych uczelni. Decyzje w tej sprawie pozostawiono władzom lokalnym, które miały reagować stosownie do liczby zachorowań w danym regionie. W ciągu trwającej ponad rok pandemii edukacja i gospodarka działały więc normalnie.

Bezużyteczna szczepionka

Szczepionka na na świńską grypę pojawiła się w grudniu 2009 roku, czyli pół roku po ogłoszeniu stanu pandemii. Koszty jej zakupu były gigantyczne – od 300 mln dolarów do nawet miliarda, w zależności od wielkości kraju. Zdążono zaszczepić od 4 do 10% populacji gdy w sierpniu 2010 roku pandemia wygasła i WHO odwołała alarm. Polska jako jeden z nielicznych krajów szczepionki nie kupiła, za co zresztą opozycja PiS złożyła wtedy doniesienie do prokuratury na minister zdrowia Ewę Kopacz.

Śmiertelność świńskiej grypy, liczona w stosunku do długości pandemii, była niższa niż koronawirusa. Według niezależnych badań liczba ofiar sięgnęła 284 tysięcy, chociaż inne szacunki mówiły nawet o 600 tysiącach. Dla porównania – liczba ofiar Covid-19 od listopada 2019 (niecałe 5 miesięcy) to ponad 160 tysięcy ludzi. W przeciwieństwie do AH1N1 koronawirus atakuje jednak częściej i zabija osoby starsze i schorowane. Znacznie większa jest też liczba zakażeń wewnątrzszpitalnych (ok.30% przypadków) oraz nadkażeń szpitalnymi „superbakteriami”, odpornymi na antybiotyki, co jest również jedną z przyczyn większej śmiertelności.

Zapomniana pandemia

Pandemia świńskiej grypy przez 14 miesięcy nie wywołała nawet ułamka tych strat gospodarczych i społecznych, jakie pandemia Covid-19 wywołała od 11 marca. Wtedy właśnie, czyli niespełna 6 tygodni temu, ogłoszono stan pandemii. O świńskiej grypie szybko zapomniano, a dziś żaden wirusolog ani polityk nie nawiązuje do tamtego przypadku. Przypadek?

REKLAMA