No któż mógł to przewidzieć. Państwo z dykty to byłby komplement

Jarosław Kaczyński, Jarosław Gowin. Źródło: PAP
Jarosław Kaczyński, Jarosław Gowin. Źródło: PAP
REKLAMA

Doszliśmy do momentu, w którym wybory prezydenckie w niedzielę się odbędą, tylko że ich nie będzie. Oznacza to między innymi, że obowiązywać będzie cisza wyborcza, żeby nie zakłócić przebiegu głosowania, którego nie ma.

Doszliśmy do momentu, w którym dwóch szeregowych posłów Jarosławów „bez żadnego trybu” oświadcza, że głosowania nie będzie, bo w sumie nie ma jak go zorganizować, ale za to Sąd Najwyższy wyda odpowiedni wyrok i będzie po sprawie.

To nie kryzys tylko rezultat

Jak mawiał klasyk, to nie kryzys tylko rezultat. W ciągu ostatniego miesiąca drukarka Jacka Sasina pracowała na pełnych obrotach i drukowała karty wyborcze. Nie wiadomo po co i dla kogo, bo żadnej podstawy prawnej do tego nie było. Wiadomo, że przepaliła kilkanaście milionów złotych.

REKLAMA

Ale niestrudzony wicepremier aż do 4 maja przekonywał, że wybory odbędą się zgodnie z planem. Dopiero na sześć dni przed głosowaniem oświadczył: „słuchajcie, z tym głosowaniem to taka głupia sprawa wyszła”.

No któż mógł to przewidzieć.

W ciągu ostatniego miesiąca mieliśmy do czynienia z próbą nielegalnego wyłudzenia danych osobowych przez instytucje państwową. Widzieliśmy również „karty wyborcze dla bezdomnych” rozrzucone po ulicy, które zbierała policja.

Co na ten moment wiemy?

Co na ten moment wiemy? Wiemy – dzięki temu, że z obfitości serca usta Jarosławów mówią – jaki Sąd Najwyższy wyda wyrok w sprawie wyborów, choć żaden protest wyborczy nie wpłynął, a żadna rozprawa się jeszcze nie rozpoczęła.

Wiemy że jak już ten wyrok się pojawi, to marszałek Witek ogłosi wybory w najbliższym możliwym terminie. I chyba nikt nie będzie zdziwiony, jeżeli okaże się że dowiedziała się tego z opublikowanego wczoraj wieczorem oświadczenia.

Oświadczenia dwóch posłów o tym, że wyborów nie będzie, opublikowanego na cztery dni przez terminem głosowania, w momencie zakończenia ostatniej debaty prezydenckiej.

Państwo z dykty to byłby komplement.

Prawo na straży wolności

To rezultat tego, co dzieje się od lat. Nie zagrożenia demokracji, ale uznania – jak mówił Ś.p. Kornel Morawiecki – że ponad prawem stoi dobro narodu i że można je naginać.

Z jednej strony mieliśmy biegunkę legislacyjną i psucie prawa, a kiedy zostało wystarczająco skomplikowane, jego łamanie i omijanie. Zasłaniano się przy tym niejasnościami i wyrokami TK czy SN – instytucji zależnych w naszym ustroju od aktualnie rządzących.

Jak pisał Bastiat „żadne społeczeństwo nie może istnieć, jeżeli nie ma w nim, w niewielkim choćby stopniu poszanowania dla prawa”. Jeżeli prawo nie dotyczy w równym stopniu rządzących i rządzonych, jeżeli rządzący nie szanują ustanawianych praw, nie będą robić tego obywatele.

A to wszystko dzieje się w czasie, kiedy wchodzimy w „nową normalność” i rozochocona pretekstem pseudo-pandemii władza wymyśla coraz to nowe ograniczenia wolności.

W czasie kiedy to właśnie prawo powinno być gwarantem naszej wolności.

REKLAMA