
Rafael Wojciechowski, menedżer klubu żużlowego Car Gwarant Startu Gniezno i właściciel kilku biznesów udzielił wywiadu portalowi sportowefakty.pl. W rozmowie opowiedział o swojej dramatycznej sytuacji jako przedsiębiorcy. – Więcej osób za chwilę umrze z głodu niż na ten wirus – stwierdził. Zamrożenie gospodarki spowodowało, że traci dorobek, na który pracował dwie dekady.
– Zamknąłem dwa kluby. Nie ma mnie w planie odmrażania gospodarki. Straciłem 200 tysięcy, a licznik bije. Oszczędności życia wykładam na ratowanie tego, co budowałem i nawet nie wiem, czy się uda – mówił menedżer Startu Gniezno. Rafael Wojciechowski jest właścicielem dwóch klubów muzycznych i ośrodka wypoczynkowego. Teraz bezradnie patrzy jak to na co pracował przez lata upada.
Wójcikowski ma same problemy zarówno w biznesie, który stanął i w sporcie, który również stoi. Z resztą, prowadzenie klubu żużlowego to także biznes. Tymczasem cały czas nie jest jasne czy eWinner 1. Liga w ogóle wystartuje.
– Szanse oceniam 50 na 50 proc. z delikatnym przechyleniem w kierunku tego pesymistycznego scenariusza. Więcej przemawia za tym, że jednak nie ruszymy, ale to nie jest moment, żeby się poddawać. W końcu mówią, że nadzieja umiera ostatnia – mówił menadżer.
Bezradność przedsiębiorcy
Jeszcze gorzej wygląda sytuacja Wojciechowskiego jako przedsiębiorcy. Jest bezradny, a jedyne o czym mówi to ból, niemoc i próba przetrwania. – Koronawirus zabrał w pewnym sensie wszystko, co kocham i na co ciężko pracowałem przez całe swoje życie. Z bratem prowadziliśmy do tej pory firmę, która zajmowała się prowadzeniem klubów muzycznych, organizacją eventów i gastronomią. Do tego dochodzi też turystyka, bo mamy ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem w Skorzęcinie, ale akurat to nie było naszym głównym źródłem utrzymania. Żyliśmy przede wszystkim z rozrywki. Prowadzimy kluby „Best” we Wrześni i „Vehikuł Czasu” w Gnieźnie – opowiadał.
Rząd niby przygotował plan odmrażania gospodarki, ale jest on na tyle siermiężny, że dla takich ludzi jak pan Rafael może oznaczać koniec. – Kiedy patrzę na ten plan i jak kolejne branże wracają powoli do normalności, to nie jest mi wesoło. Pogodziłem się z myślą, że będę na samym końcu. Kiedy kibice wrócą na stadiony, to wtedy z bratem otworzymy swoje kluby. To wszystko jest bardzo bolesne. Pracowaliśmy na to 20 lat, a teraz czujemy się, jakby w jeden dzień ktoś nas o te 20 lat cofnął. Oszczędności całego życia ładujemy w to, żeby utrzymać się na powierzchni przez najbliższe miesiące – powiedział.
Walka o przetrwanie
Teraz nie ma mowy o choćby namiastce normalności, pozostała zawzięta walka o przetrwanie i nadzieja, że się uda. – Nastawiam się na rok czekania. To naprawdę dużo, ale policzyłem wszystko i uważam, że tyle mogę wytrzymać. Pojawiają się różne programy i spróbujemy z nich skorzystać. Być może będzie trzeba się na chwilę przebranżowić. Żeby była jednak jasność, tu nie chodzi o zarabianie pieniędzy, lecz o przetrwanie, zapewnienie naszym ludziom pracy. Wszystko po to, żeby kiedyś było do czego wracać. Teraz wizyta w moich klubach to tylko ból. Nie jest łatwo patrzeć na puste ściany. Gdybym wiedział, że spotka nas taki kataklizm, to nie inwestowałbym ostatnio w to wszystko takich pieniędzy – stwierdził. Na renowację Wojciechowski wydał setki tysięcy złotych.
Dziennikarz sportowefakty.pl zapytał o pomoc ze strony państwa, o szumnie promowaną tarczę. – Nie za bardzo czuję jej obecność, ale próbuję jakoś z niej skorzystać. Nawet jeśli się uda, i tak będzie to kropla w morzu potrzeb. Przez ostatnie dwa miesiące jako firma ponieśliśmy straty w wysokości około 200 tysięcy złotych. Teraz zamroziliśmy, co się dało, ale każdy kolejny miesiąc to 20-30 tysięcy złotych kolejnych strat. W naszych biznesach mamy około 20 osób i chcemy je utrzymać. Z większością współpracujemy od kilkunastu lat. Łączą nas bliskie relacje i dlatego chciałbym uniknąć rozstania. Z tego powodu szukamy różnych rozwiązań. W dużej mierze z myślą o tych ludziach – tłumaczył. Co weekend przez jego kluby przetaczało się po tysiąc osób.
Rządzący uważają, że branża, w której funkcjonuje nie jest tak istotna. Co wtedy czuje? – To naprawdę boli – podkreślił. – Kiedy słyszę takie słowa w telewizji z ust rządzących, to ciężko mi to przełknąć. Wiem, ile odprowadzam podatków – dodał.
Więcej osób umrze z głodu
A co sądzi o samym wprowadzeniu restrykcji? – Jestem zdania, że więcej osób za chwilę umrze z głodu niż na ten wirus. Nie lekceważę zagrożenia. Widzę liczby, ale nikt nie mówi, ile jest osób, które się w tym czasie totalnie załamały. Gospodarka cierpi tak samo, jak zdrowie psychiczne wielu ludzi. Ich jest zdecydowanie więcej niż tych chorych na COVID-19 – ocenił trzeźwo Wojciechowski. Dodał też, że więcej ludzi załamie się psychicznie i zacznie popełniać samobójstwa, do tego nie będzie pieniędzy na leczenie cierpiących na inne choroby.
Na koniec podkreślił, że utożsamia się z modelem szwedzkim i jego zdaniem jest najlepszym rozwiązaniem na walkę z epidemią koronawirusa.