Rząd zwiększy limity pasażerów w komunikacji miejskiej? Obecne kryteria są absurdalne

Komunikacja miejska. / Źródło: ztm.waw.pl/limity w komunikacji miejskiej
Obrazek ilustracyjny/Komunikacja miejska. / Źródło: ztm.waw.pl
REKLAMA

Już niedługo rząd może poluzować limity pasażerów w komunikacji miejskiej. Wszystko dlatego, że dostępna liczba miejsc przy obecnych restrykcjach jest niewystarczająca. Decyzja ma zapaść w tym tygodniu.

Stopniowe „odmrażanie” gospodarki jest jednoznaczne z większą liczbą osób, które chcą korzystać z komunikacji miejskiej. Już teraz część kierowców transportu publicznego, szczególnie w godzinach szczytu, nie jest w stanie zabierać wszystkich pasażerów oczekujących na przystankach.

Zgodnie z rządowym rozporządzeniem z 2 maja 2020 roku, liczba pasażerów w transporcie publicznym nie może przekraczać połowy miejsc siedzących w pojeździe. „Nikt w Polsce nie dysponuje takim taborem, który w narzuconym reżimie obsłużyłby chętnych do poruszania się transportem publicznym” – podkreśliła Izba Gospodarcza Komunikacji Miejskiej. Z wyliczeń ekspertów wynika, że możliwości przewozowe komunikacji zbiorowej zmniejszyły się do 15 proc. stanu poprzedniego.

REKLAMA

Absurdalne kryteria

Ponadto eksperci wskazują na niedorzeczność przepisów. Ciasny bus może bowiem zabrać więcej pasażerów niż przestronny tramwaj, w którym większość miejsc to miejsca stojące.

Przy tak określonym limicie najefektywniejszym środkiem transportu – zarówno ekonomicznie, jak i pod względem możliwości przewozowych – jest bus. Pomimo niewielkiej długości (7 m) można nim legalnie przewozić nawet 16 dość ciasno upakowanych osób. Podczas gdy nowoczesne, dwukierunkowe i dobrze przewietrzane na przystankach, 30-metrowe tramwaje mogą zabrać jedynie 14 pasażerów – zauważył Marcin Gromadzki z MG Public Transport Consulting.

Do rządu i ministra zdrowia popłynęły postulaty zmiany limitów. Wystosowały je Unia Metropolii Polskich (UMP), Izba Gospodarcza Komunikacji Miejskiej (IGKM) oraz Polski Związek Pracodawców Transportu Publicznego. Najpierw osobno, a później we wspólnym oświadczeniu.

UMP i Zarząd Transportu Metropolitalnego zaproponowały limit liczby pasażerów w odniesieniu do pojemności pojazdu. Z kolei IGKM chciała uzależnić go od „przelicznika powierzchni pasażerskiej”. PZPTP proponował natomiast, by liczbę pasażerów odnieść do długości pojazdu – dwie osoby na metr bieżący.

Źródła zbliżone do IGKM nieoficjalnie podają, że limit pasażerów w pojeździe ma być określany w zależności od wszystkich miejsc – stojących i siedzących. Nie może jednak przekroczyć 30 proc. liczby miejsc określonych w dokumentacji technicznej danego pojazdu.

Branża komunikacji miejskiej podkreśla, że do tej pory rząd nie uwzględnił jej w „odmrażaniu” gospodarki. Ministerstwo Zdrowia utrzymuje natomiast, że dalsze rekomendacje są zależne od „sytuacji epidemicznej”.

Mniejsze dochody, większe koszty

Limity pasażerów to nie jedyny problem, z jakim boryka się transport publiczny. W piśmie wysłanym do premiera UMP, IGKM i PZTPT oszacowały, że dochód ze sprzedaży biletów spadł o co najmniej 80 proc. Jednocześnie przedsiębiorstwa utrzymały większą liczbę kursów, ze względu na obostrzenia. Program pomocowy dla małych i średnich przedsiębiorstw nie obejmuje jednak spółek komunalnych i zakładów budżetowych.

Do skorzystania z niej nie kwalifikują się przedsiębiorstwa komunikacji miejskiej (i to mimo spełniania definicji małych i średnich przedsiębiorstw), gdyż ponad 25 proc. ich udziałów należy do organów publicznych, czyli lokalnych samorządów. I tym jednym zapisem Ministerstwo Rozwoju skreśla je z listy – zaznaczyła Dorota Kacprzyk, prezes IGKM.

Dodatkowe koszty generuje także zabezpieczenie pojazdów. MPK w Krakowie od początku pandemii do końca kwietnia wydało blisko 900 tys. zł. Sam zakup płynów do dezynfekcji pochłonął 366 tys. zł. Z kolei za przeszło miesiąc odkażania tramwajów i autobusów krakowskie MPK zapłaciło 220 tys. zł.

Źródło: DGP

REKLAMA