Biedroniowi wyszła z butów… ojkofobia

Robert Biedroń i jego
Robert Biedroń i Krzysztof Śmiszek. Foto: instagram/Robert Biedroń
REKLAMA

Patriotyzm ma się w sobie. Jeśli ktoś udaje taką postawę, zawsze to jakoś wylezie, niczym słoma w butów. Kandydat lewicy zabrał na Twitterze głos i pasowanie dzieci na Orlęta nazwał… indoktrynacją. W rzeczywistości indoktrynacja to świadomy i systematyczny proces, którego celem jest wpojenie człowiekowi określonych ideologii i doktryn. Patriotyzm doktryną, ani ideologią nie jest. Propaganda LGBT i owszem. Nic dziwnego, że Biedroniowi się wszystko… biedroni.

Mam jednak obawę, że cała ta współczesna „lewica”, od tych „ładnych” z LGTB, po starych komuchów to przedstawicieli ojkofobii. I jedni i drudzy nie lubią takich pojęć jak ojczyzna, czy patriotyzm. Wszak zawsze to przeszłość, teraźniejszość i przyszłość w jednym, a oni tylko chcą „ruszać z posad bryłę świata”. Przeszłość to dla nich wstecznictwo.

Nic dziwnego, że dzieci składające przyrzeczenie miłości do Ojczyzny wywołały w Biedroniu niechęć. Znalazł w ten sposób okazję do napisania komentarza:

REKLAMA

„W wyborach prezydenckich zdecydujemy o przyszłości naszych dzieci. Nie chcę żyć w kraju, w którym od najmłodszych lat poddawane są takiej indoktrynacji”.

Ręce opadają, bo gdyby nie takie „Orlęta” w naszej historii, to Biedroń zapewne „gawariłby po ruski”. Jak Biedroń wychowywałby dzieci polskie można się domyślać. Po „europejsku”.

Zamiast munduru – sukienka, zamiast ćwiczeń wojskowych – popisy na rurze, zamiast orzełka – 12 gwiazdek, a w miejsce pamięci o lwowskich dzieciach – spotkania od przedszkola z queer…

Deklaracja, że nie chce żyć w kraju, gdzie wychowuje się dzieci na patriotów, zostaje przyjęta. Przecież np. w Brukseli i tak czuje się lepiej… Tyle, że oni zawsze tymi przeprowadzkami tylko straszą.

REKLAMA