Tysiąc dolarów za Kartę Polaka, pięć tysięcy za polskie obywatelstwo

Kajdanki, areszt. Obrazek ilustracyjny. Fot. Pixabay
Kajdanki, areszt. Obrazek ilustracyjny. Fot. Pixabay
REKLAMA

Prokuratura i CBA prowadzi śledztwo ws. korumpowania polskiego dyplomaty. Biznesmen o białoruskich korzeniach chciał kupować polskie obywatelstwo i uzyskać pomoc w przezucie pieniędzy.

Biznesmen Andrzej P. stanie przed sądem. Mieszkający na stałe na Białorusi P. będzie odpowiadać za korumpowanie polskiego dyplomaty.

P. ma białoruskie pochodzenie ale też polskie obywatelstwo. Od pracownika polskiej placówki dyplomatycznej chciał kupować Karty Polaka, obywatelstwo oraz uzyskać pomoc z przerzutem z Polski na Białoruś ok. 2 mln dolarów.

REKLAMA

Sprawę ujawniła „Rzeczpospolita”. Proceder miał trwać od września do grudnia 2017 roku. Najpierw P. w Mińsku obiecał pracownikowi ambasady tysiąc dolarów za załatwienie Karty Polaka i 5 tysięcy dolarów za załatwienie polskiego obywatelstwa.

Jak wynika z akt sprawy P. przekazał nawet dokumenty Białorusina, który miałby z tego skorzystać. Pieniądze próbował przekazać na Białorusi, ale dyplomata odmówił.
Łapówkę wręczył nieco później – już w Warszawie. Było to 1200 dolarów.

Mało tego, P. zaoferował dyplomacie stałą współpracę. Chciał łącznie załatwić ok. 10 Kart Polaka i płacić miesięcznie po 1000 euro za każdą z nich.

P. zaoferował też dyplomacie układ w zakresie przerzutu pieniędzy. Za pomoc z nielegalnym, z pominięciem oficjalnych procedur, przewiezienie na Białoruś z Polski 1 lub 2 mln dolarów w gotówce P. oferował 50 tys. dolarów (5 proc. kwoty).

P. został zatrzymany przez CBA dopiero w sierpniu 2019 roku. – 30 kwietnia 2020 roku został skierowany do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia akt oskarżenia – powiedział „Rzeczpospolitej” Mirosława Chyr z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Wobec P. sformułowano zarzuty usiłowania udzielenia korzyści majątkowej, a także jej wręczenia.

Sprawa wyszła na jaw dzięki podsłuchom i innym technikom operacyjnym, jakie zastosowało CBA.

Andrzejowi P. grozi do 12 lat więzienia.

Źródło: Rzeczpospolita

REKLAMA