
Oficjele Nowej Zelandii poinformowali o tym, że w tym tygodniu nie ma już żadnego pacjenta zakażonego koronawirusem. To pierwszy taki przypadek od wybuchu epidemii. Jak jednemu z najbardziej wolnościowych państw udało się pokonać pandemię?
Ani jednego zakażeniaDr. Ashley Bloomfiel, najważniejszy urzędnik ds. zdrowia w Nowej Zelandii, przekazał podczas konferencji prasowej, że „nie ma ani jednej osoby w szpitalu zakażonej koronawirusem”. Dociskany przez dziennikarzy, czy dane są stuprocentowo pewne odparł: Tak, z całą pewnością, tak.
– Nigdy nie była to duża liczba (zakażonych – red.), ale myślę, że po raz pierwszy od kilku miesięcy nie mamy nikogo zakażonego w szpitalu. To kolejna dobra informacja – przekazał dr Bloomfiel. Dodatkowo w Nowej Zelandii środa jest piątym dniem bez żadnego nowego zakażenia.
W Nowej Zelandii, która liczy blisko 5 milionów mieszkańców, odnotowano w sumie zaledwie 1,5 tysiąca przypadków zakażeń, a 21 pacjentów zanotowano jako zmarłych z powodu koronawirusa.
Walka z koronawirusem w Nowej Zelandii
Pierwszy przypadek koronawirusa w Nowej Zelandii odnotowano 1 marca, a więc wcześniej niż w Polsce. Pierwsze obostrzenia z kolei weszły w życie w połowie marca. Wówczas wprowadzono obowiązkową 14-dniową kwarantannę dla osób powracających z zagranicy. Tego samego dnia zarządzono zakaz zgromadzeń powyżej 500 osób.
Jednym z pierwszych kroków, jeszcze przed zaostrzeniem restrykcji, było przygotowanie pakietu dla przedsiębiorców. Minister Finansów Grant Robertson przedstawił pakiet wsparcia opiewający na ponad 12 miliardów dolarów, z czego wyodrębniono ponad pół miliardowe wsparcie dla sektora lotniczego i usług medycznych.
Po niespełna tygodniu pojawiły się kolejne ograniczenia, dotyczące zakazu spotkań powyżej 100 osób, a także zamknięcia granic. 21 marca wprowadzono stan alarmowy 2 stopnia (4 stopniowa skala – red.), czego efektem było m.in. ZALECENIE pozostania w domu dla osób powyżej 70 roku życia.
Kolejne ruchy były szybkie. Po dwóch dnia podniesiono stan alarmowy do 3 stopnia, co poskutkowało zamknięciem wszystkich szkół. Jednocześnie podano od razu datę wprowadzenia 4 stopnia alarmowego, co dało 48 godzin na przygotowanie do zamknięcia wszystkich usług, których działanie nie jest konieczne. Zamknięte zostały baseny, bary, siłownie, kawiarnie czy restauracje.
W tym samym czasie przygotowano kolejne plany wsparcia dla przedsiębiorców, których kwota przekraczała ponad 50 mld złotych, a rząd podjął negocjacje z bankami, aby osoby które mają problemy finansowe przez rządowe restrykcje mogły zawiesić spłaty kredytów, czy też żeby nie straciły domów.
W Nowej Zelandii, w przeciwieństwie do Polski, rząd zdecydował się na obniżenie sobie pensji o 20 procent. 16 kwietnia, a więc po niecałym miesiącu, rozpoczęto luzowanie restrykcji, umożliwiono udział w pogrzebach, ponownie otwarto restauracje etc. i szkoły.
Ograniczone restrykcje obowiązywały przez kolejne cztery tygodnie, co jednak zostało dokładnie zapowiedziane – z konkretnymi datami – przez rządzących już 16 kwietnia. Podobnie jak w Polsce przygotowano także aplikacje pozwalającą na śledzenie kontaktów i pilnowanie dystansu społecznego, której instalacja jest dobrowolna.
Nowa Zelandia zdecydowała się na model bardzo silnych restrykcji, które jednak od początku były ograniczone w czasie i trwały niespełna miesiąc. Dziś po ponad miesiącu od pierwszego poluzowania w kraju nie ma ani jednego zakażonego, a życie wraca do normy.