Nowa normalność. „Musimy się wszędzie meldować”. Jak wygląda pierwszy kraj, który pokonał pandemię

Zdjęcie ilustracyjne.
Zdjęcie ilustracyjne.
REKLAMA

W tym tygodniu Nowa Zelandia poinformowała o tym, że w kraju nie ma już ani jednej osoby zakażonej koronawirusem. Rzeczywistość po pandemii nie wygląda jednak kolorowo, mimo że mowa o jednym z najbardziej wolnościowych państw na świecie.

Nowa Zelandia jako pierwszy kraj, który ma kilka milionów mieszkańców i pokonał już pandemię koronawirusa. O tym, jak wyglądała walka z epidemią i życie po niej opowiadają mieszkający tam Polacy.

Ani jednego przypadku

Dr. Ashley Bloomfiel, najważniejszy urzędnik ds. zdrowia w Nowej Zelandii, przekazał podczas konferencji prasowej, że „nie ma ani jednej osoby w szpitalu zakażonej koronawirusem”. Dociskany przez dziennikarzy, czy dane są stuprocentowo pewne odparł: Tak, z całą pewnością, tak.

REKLAMA

Nigdy nie była to duża liczba (zakażonych – red.), ale myślę, że po raz pierwszy od kilku miesięcy nie mamy nikogo zakażonego w szpitalu. To kolejna dobra informacja – przekazał dr Bloomfiel. Dodatkowo w Nowej Zelandii środa jest piątym dniem bez żadnego nowego zakażenia.

W Nowej Zelandii, która liczy blisko 5 milionów mieszkańców, odnotowano w sumie zaledwie 1,5 tysiąca przypadków zakażeń, a 21 pacjentów zanotowano jako zmarłych z powodu koronawirusa.

„Nigdy nie musieliśmy chodzić w maseczkach”

O walce z pandemią koronawirusa w Nowej Zelandii szczegółowo pisaliśmy w artykule „W Nowej Zelandii nie ma już ani jednego zakażonego koronawirusem. Jak poradzili sobie z epidemią?”. W kraju wprowadzono od początku silne obostrzenia, które jednak miały jedynie krótki czas obowiązywania. Teraz wchodzą w nową normalność.

Rząd od razu zamknął granice, nie mogliśmy wychodzić z domu przez pięć tygodni. Dzisiaj życie toczy się normalnie, nie można tylko podróżować za granicę. Ludzie przestali się przejmować – mówi prezes stowarzyszenia „POLANZ” Andrzej Jakimiuk.

Mieliśmy bardzo mało ludzi w szpitalach. Nigdy nie musieliśmy chodzić w maseczkach, do dzisiaj bardzo mało osób je zakłada – dodaje. – Mieliśmy cały kraj zamknięty, myślę, że to pozwoliło zwalczyć wirusa.

Nowa normalność

Wszystko jest otwarte, sklepy, restauracje, galerie i tak dalej, ale wciąż musimy się wszędzie „meldować”. Przed wejściem trzeba zeskanować kod QR, a po wyjściu należy się „odmeldować” – opowiada jedna z mieszkających w Nowej Zelandii Polek.

Mieszkańcy są zatem zobowiązani do podawania informacji dotyczących ich numeru telefonu, imienia i nazwiska, a także adresu. Oczywiście celem znów jest rzekomo zapewnienie bezpieczeństwa – w razie kontaktu z osobą zakażoną koronawirusem inne osoby przebywające w tym samym czasie w restauracji poddane zostają kwarantannie.

Napięta atmosfera z pewnością się uspokoiła. Ale procedury nadal są przestrzegane, szczególnie przez różne instytucje i sklepy – dodaje kolejna osoba.

Kraje jak Nowa Zelandia postąpiły wg pomysłu F. A. Hayeka, który pisał, iż okresowe katastrofy są jedynym wyjątkiem, kiedy to poddanie się silnym ograniczeniom, niemal absolutnym, jest ceną jaką płacimy za zachowaniem wolności na dłuższą metę.

Niestety rządy bardzo często podejmują decyzję, które następnie ulegają przedłużeniu, a tymczasowe rozwiązania okazują się najbardziej trwałe. Jeżeli w jednym z najbardziej wolnościowych państw świata wprowadzono już ewidencjonowanie obywateli, to nie zwiastuje nam niczego dobrego w „nowej normalności”.

REKLAMA