Tak cenzurują posła Konfederacji w sieci. Dobromir Sośnierz: „Twitter ma w d***e własny regulamin” [VIDEO]

Dobromir Sośnierz/Fot. screen YouTube
Dobromir Sośnierz/Fot. screen YouTube
REKLAMA

Kolejny przykład narastającej cenzury w sieci. Tym razem poseł Dobromir Sośnierz przypomina swoją sprawę, któremu zablokowano pierwsze konto. Opcji odwołania realnie nie ma, a Twitter ignoruje swój własny regulamin. Przy okazji przypominamy też historię cenzury „Najwyższego Czasu!”.

Sprawa cenzury w mediach społecznościowych nabiera w ostatnim czasie właściwego rozgłosu. Wszystko za sprawą Donalda Trumpa, który wydał rozporządzenie w tej sprawie.

Trump kontra Twitter

Przypomnijmy, że Twitter dwukrotnie zaingerował we wpisy Donalda Trumpa. Najpierw popularny serwis społecznościowy uznał dwa wpisy Prezydenta za ” potencjalny fake-news”, w związku z czym opatrzył je odniesieniem do strony, która przedstawiała sprawę w inny sposób.

REKLAMA

Wkrótce po pojawieniu się adnotacji Twittera Trump oskarżył ten społecznościowy serwis o „mieszanie się w wybory prezydenckie w 2020 roku” oraz „krępowanie wolności słowa”. Dodał, że „jako prezydent nie pozwoli, by tak się działo”.

W odpowiedzi przygotował rozporządzenie, które ma chronić wolność słowa w sieci. – W kraju, w którym od dawna pielęgnuje się wolność wypowiedzi nie możemy pozwolić, by ograniczona liczba platform internetowych wybierała wypowiedzi, do których Amerykanie mają dostęp w internecie – brzmi treść dokumentu.

To jednak nie był koniec sprawy, bowiem następnie Twitter ukrył wpis Donalda Trumpa odnoszący się do zamieszek w Minneapolis, tak że nie można było go polubić, ani podać dalej. – W razie jakichkolwiek trudności przejmiemy kontrolę, ale tam gdzie zaczyna się plądrowanie, zaczyna się strzelanie – napisał Trump.

– Ten tweet łamie nasze zasady dotyczące gloryfikacji przemocy ze względu na historyczny kontekst ostatniego zdania, jego związku z przemocą i ryzykiem, że może ono zainspirować podobne działania dzisiaj – napisała administracja portalu w uzasadnieniu swojej decyzji.

Cenzura posła Konfederacji

Z cenzura na Twitterze zmagać się musi także m.in. poseł Konfederacji Dobromir Sośnierz, którego pierwotne konto zostało zawieszone. – Dostałem blokadę, bo dopuściłem się tam sromotnej zbrodni. Napisałem rzeczy, których najwyraźniej na Twitterze nie wolno pisać – tłumaczył w Telewizji Republika.

Że homoseksualizm jest dewiacją napisałem. I za to dostałem bana – wyjaśnił. – Na Twitterze dostaję taką planszę, że mam sam skasować swój wpis, ale w ten sposób rezygnuje z prawa do odwołania się, więc ja tam co drugi dzień piszę, że się odwołuje – dodawał.

Od czasu blokady minęło już ponad 500 dni, a Dobromir Sośnierz w tym czasie napisał ponad dwadzieścia odwołań, na które nie otrzymał odpowiedzi. Po odwołaniu pojawiła się informacja, że zazwyczaj odwołania rozpatrywane są w ciągu kilku dni, ale czasami może zająć to dłużej.

Tymczasem na moim starym koncie…Przez ponad rok napisałem lekko licząc 20 odwołań. Nigdy nie dostałem odpowiedzi. Twitter ma w dupie własny regulamin. „Few days”<500 ! – pisze poseł Konfederacji.

Rozumiem, że za napisanie „the you” należy się kara, ale kuźwa bez przesady ! Chciałem napisać coś innego, ale się nie zmieściło i nie skasowałem do końca, ale wszystkich przepraszam za to niedopatrzenie. Poza tym nic złego nie widzę w tym wpisie sprzed roku – dodaje.

A może byśmy dali TT czas na wdrożenie pełnej wolności słowa i w razie bezskutecznego upływu terminu zostawili to lewackie uniwersum i przesiedli się wszyscy gdzieś, gdzie nie będziemy pouczani, co wolno myśleć ? Skoro nie jesteśmy tu mile widziani, to niech lewaki siedzą tu same – proponuje Dobromir Sośnierz.

Cenzura „Najwyższego Czasu”

Redaktor naczelny „Najwyższego Czasu!” Tomasz Sommer w swoim video-komentarzu pokazał na przykładzie portalu nczas.com jak działa współczesna cenzura. Ograniczanie treści prawicowych to codzienność.

Google i Facebook w Polsce i prawie całym świecie zachodnim są największymi dystrybutorami treści w internecie. Google wskazuje co mamy czytać dzięki swojej przeglądarce i powiązanymi z nią usługami, oraz przede wszystkim przez smartfony za pomocą swojego systemu Android. To drugie jest teraz najważniejszym narzędziem ponieważ przytłaczająca większość czytelników czyta i ogląda treści za pomocą telefonów. Przykładowo 90 proc. czytelników naszego portalu korzysta z niego przez smartfony.

Teoretycznie Google daje możliwość personalizacji i wybrania, które źródła informacji preferujesz. W praktyce nikt tego nie robi, a jak już nawet przebrnie się przez googlowskie ustawienia i zaznaczy co się chce a czego nie chce się widzieć to… i tak dostanie to, co chce Google, a wybrane źródła pojawią się w 5 przypadkach na 100.

Facebook z kolei jako największy na świecie portal społecznościowy decyduje, co pokaże na twojej tablicy. Zapewne każdy użytkownik zauważył, że pomimo polubienia różnych stron niektóre przestają mu się pokazywać na tzw. „wallu”.

Drastyczne obcięcie dystrybucji treści spotkało także portal nczas.com i to wielokrotnie.

Google jak zamknięta twierdza

Przykładowo w maju ubiegłego roku ruch na naszym portalu ze strony Googla (smartfony i wyszukiwarka) spadł nagle o około 90 proc. Pisanie do polskiego oddziału firmy na niewiele się zdało. Ciągle ktoś nam odpisywał, że sprawdzamy, wszystko będzie ok, damy znać… i nic.

Po kilku miesiącach udało nam się dotrzeć do człowieka odpowiedzialnego za tzw. bany w oddziale Google w USA i dowiedzieliśmy się, że zostaliśmy zbanowani za… komentarze czytelników pod naszymi tekstami. Dystrybutor treści odcina nas od czytelników za komentarze czytelników i nawet nie raczy nas poinformować o co chodzi. To tak jakby „Ruch” bez słowa zaprzestał sprzedawania jakiejś gazety, bo tak mu się podoba.

Gdzie jakiś tryb odwołania? Gdzie informacja? Dochodzenie swoich praw? Można o tym zapomnieć… Polskę traktuje się jak trzeci świat.

Facebook szukał pretekstu?

Facebook z kolei wymyślił sobie tzw. weryfikatorów treści. Współpracuje głównie z francuską rządową, mocno lewicową agencją informacyjną Agence France-Presse, a także z mniejszymi organizacjami. W Polsce jest to Stowarzyszenie Demagog, finansowane m.in. przez Fundację Batorego, Facebooka, Ambasadę USA i… powołany przez rząd PiS Narodowy Instytut Wolności.

Na początku roku Facebook za pomocą swoich weryfikatorów zbanował nasze profile za tzw. fake newsa. Co było tym fejkiem? Przetłumaczony z brytyjskiego „The Guardian” artykuł o tym, że na kamerach termowizyjnych na lotniskach widać jak ludzie wypuszczają gazy. Okazało się, że to nie prawda – ktoś sprawdził kamerą termowizyjną i gazów nie widać. Cóż, zdarza się. Ta wiadomość była tak wielkiej wagi i tak znacząca dla świadomości Polaków, że postanowiono nas zbanować. Oczywiście dobrze wiemy, że był to tylko pratekst.

A gdzie możliwość sprostowania? Odwołania? Dochodzenie swoich praw zgodnie z polskim ustawodawstwem? Mają to w nosie.

Cenzura w Polsce jest zakazana konstytucyjnie

To oczywiście nie koniec problemów nczas.com – więcej w filmie poniżej. Najważniejsze jest to, że giganci internetowi dopuszczają się cenzury, nie są tylko dystrybutorami, ale aktywnymi redaktorami, jednak nikt za to nie odpowiada, stoją ponad polskim prawem.

Artykuł 54 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej mówi wyraźnie:

1. Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2. Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane. Ustawa może wprowadzić obowiązek uprzedniego uzyskania koncesji na prowadzenie stacji radiowej lub telewizyjnej.

Wszystkie portale i dystrybutorzy treści powinni być zarejestrowani w Polsce i odpowiadać przed polskimi sądami jak każdy inny podmiot działający w tej branży w naszym kraju. Giganci internetowi zarabiają w Polsce naprawdę spore pieniądze, ale traktują Polaków jak gorszy sort, który ma płacić i nie ma żadnych praw.

Polecamy obejrzeć całość poniższego filmu, a zrozumiecie Państwo jak to dokładnie działa na wielu poziomach.

REKLAMA