Trefne maseczki z Chin. Morawiecki nakazał zakup KGHM, teraz rząd nie chce zapłacić

KGHM/Produkcja maseczek w Azji. Zdjęcie: Twitter/Jennifer Zeng 曾錚/Guy du Faur
Obrazek ilustracyjny/Produkcja maseczek w Azji. Zdjęcie: Twitter/Jennifer Zeng 曾錚/Guy du Faur
REKLAMA

Premier Mateusz Morawiecki zobowiązał KGHM do zakupu maseczek. Spółka sprowadziła z Chin miliony bezużytecznych środków ochrony. Teraz rząd nie chce zapłacić miedziowej spółce.

O sprawie donosi „Gazeta Wyborcza”. Uznano, że za towar niespełniający norm zapłata się nie należy – cytuje redakcja z Czerskiej, powołując się na swoje źródła.

Maseczki zostały kupione przez KGHM w pierwszej połowie kwietnia. Nie spełniają jednak standardów. Do zakupu „produktów leczniczych i wyrobów medycznych oraz surowców, składników, materiałów i półproduktów służących do wytwarzania produktów leczniczych i wyrobów medycznych, które mogą być wykorzystane w związku z przeciwdziałaniem COVID-19″ miedziową spółkę zobowiązał premier Mateusz Morawiecki pismem z dnia 2 kwietnia. Jednocześnie szef rządu zobowiązał KPRM do zrefinansowania kosztów ze „środków Funduszu Przeciwdziałania COVID-19”. Podstawą miała być umowa zawarta przez szefa kancelarii z KGHM.

REKLAMA

Dziura w budżecie KGHM

Sam koncern nie chce ujawnić, jaki był koszt felernych maseczek. Jednak jeszcze przed ujawnieniem afery przedstawiciele KGHM mówili o sumach rzędu 15 mln dolarów. Kwotę tę w rozmowie z „Wyborczą” miały potwierdzić także osoby „zaangażowane w operację sprowadzania sprzętu”. Zastrzeżono jednak, że jest to „co najmniej” tyle pieniędzy – a więc ok. 60 mln zł.

Po tym jak zlecone przez Ministerstwo Zdrowia badanie w Centralnym Instytucie Ochrony Pracy wykazało, że maski nie spełniają norm, uznano je za towar wybrakowany i odmówiono zrefinansowania poniesionych na nie wydatków – cytuje swoje źródła „Wyborcza”.

KGHM nie ujawnia jednak żadnych szczegółów, powołując się na poufność umowy z KPRM.

CIOP wykonał badanie w połowie maja. We wtorek „Wyborcza” ujawniła, dokument potwierdzający, że przed wylotem transportu z Chin prezes KGHM Marcin Chludziński pisemnie poświadczył, że sprowadzane środki spełniają wszystkie polskie i europejskie normy. Towaru jednak wcześniej nie przebadano. Dokument przesłano m.in. do polskiej ambasady w Pekinie.

Kłopoty mogą dosięgnąć większą liczbę osób. Bo, jak wynika z naszych informacji, do nadzoru nad sprowadzaniem sprzętu z Chin Chludziński wyekspediował swoich najbliższych współpracowników: dyrektora Departamentu Analiz Regulacyjnych i Strategicznych Radosława Żydoka i Kasjana Wyligałę, dyrektora naczelnego ds. nadzoru korporacyjnego KGHM. Cała trójka to beneficjenci «dobrej zmiany»”– czytamy na łamach „Wyborczej”.

Źródło: Gazeta Wyborcza

REKLAMA