
Wraz z rozpoczęciem się rozruchów w Stanach Zjednoczonych w Los Angele o ponad 50 procent wzrosła liczba strzelanin, a zabójstw aż o 250 procent. W Chicago zanotowano najgorszą dobę od 60 lat. W ciągu 24 godzin zamordowano 18 osób.
Odkąd w Stanach Zjednoczonych rozpoczęły się rozruchy po śmierci George’a Floyda nastąpił szokujący wzrost przestępczości i to tej, która nie ma bezpośredniego związku z samymi zamieszkami.
31 maja był jednym z najgorszych dni w w historii Chicago. W ciągu 24 godzin zamordowano 18 osób. To najgorszy wynik od 60 lat. W ostatnim roku w mieście zamordowano ponad 800 osób.
W Los Angeles w tygodniu pomiędzy 31 maja, a 6 czerwca odnotowano szokujący wzrost liczby przestępstw z użyciem przemocy. I tak liczba strzelanin była o 56 procent wyższa w porównaniu z przeciętnym tygodniem całego roku. Jeszcze gorzej było w przypadku zabójstw. Tych odnotowano aż o 250 procent więcej.
Jak na ironię, gdy podawano statystyki dotyczące Los Angeles, burmistrz Eric Garcetti ogłosił, że budżet budżet miejskiej policji zostanie zmniejszony o 150 milionów dolarów. To wpisuje się w ogólną tendencję w Stanach Zjednoczonych – wzywania do zmniejszenia finansowania policji, a nawet rozwiązywania jej i powoływania na jej miejsce jakichś nowych jednostek.
Dokładnie nie wiadomo jakich, ale tak zdecydowano m.in. w Minneapolis, gdzie doszło do zabicia Floyda przez policjanta i gdzie rozpoczęły się ogólnokrajowe rozruchy. Rada Miast rozwiązała cała miejską policję.
Na jej miejsce nie powołano jeszcze żadnych nowych jednostek. Funkcjonariusze działają w stanie „zawieszenia”. Mowa o mieście, w którym w czasie rozruchów zniszczono, bądź spalono ponad 1000 budynków w tym komisariat policji. Straty w mieście wyceniono na co najmniej pół miliarda dolarów.
W całych Stanach Zjednoczonych bezpośrednio w rozruchach zginęło co najmniej 10 osób.