Ratownicy wyposażeni w trefne maseczki z Chin. „Stanowią dla nas zagrożenie”

Ratownik medyczny - zdjęcie ilustracyjne. / foto: PAP
REKLAMA

Warszawscy ratownicy zostali wyposażeni w niskiej jakości maseczki, pochodzące z feralnego transportu z Chin. Maseczki nie nadają się do użycia. – Już wolę za własne pieniądze kupić profesjonalną maskę ochronną – mówi ratownik medyczny.

O sprawie słynnych maseczek z Chin pisze „Onet”. Te miały trafić do warszawskich szpitali. Okazuje się, że w sprawie nikt nic nie wie. Informacji o pochodzeniu maseczek nie posiadają ani dyrektorzy szpitali, ani Ministerstwo Zdrowia, ani też Agencja Rezerw Materiałowych.

Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego to największa tego typu instytucja na Mazowszu i jedna z największych w Polsce. W sumie działają w niej aż 62 zespoły ratownicze.

REKLAMA

Atrapa maski

Nie ma w tym jak oddychać i tak naprawdę nie ma tu mowy o żadnych filtrach i zabezpieczeniach. To jest po prostu atrapa maski – mówi w rozmowie jeden z warszawskich ratowników medycznych. – Przecież to jest jakiś koszmar. To „coś”, co ma nas chronić przed zarażeniem koronawirusem, rozpada się w rękach.

Nieoficjalnie mówi się, że są to te maseczki, które przyleciały z Chin tym największym na świecie samolotem świata, a po wyładowaniu okazały się bezużyteczne, bo nie spełniające żadnych norm. To już wolę za własne pieniądze kupić profesjonalną maskę ochronną, niż jeździć do pacjentów w tym „czymś”, co się nam oferuje i co stanowi dla nas zagrożenie – dodaje.

Chodzi oczywiście o słynny transport maseczek największym samolotem transportowym świata, przy którym specjalną konferencję, nazywaną nawet uroczystością, urządzili premier Mateusz Morawiecki i minister Jacek Sasin. Szybko wyszło na jaw, że maseczki z Chin są trefne i nie nadają się do użytku.

Ratownik medyczny obnaża prawdę o państwowej służbie zdrowia. „Czy system się załamie? Boję się, że tak”

REKLAMA