TYLKO U NAS! Kaja Godek zdradza kulisy skierowania jej na kwarantannę. „Sfałszowano dokumentację medyczną” [WYWIAD]

Kaja Godek. Źródło: PAP
Kaja Godek. Źródło: PAP
REKLAMA

Kaja Godek została skierowana na kwarantannę. Sanepid twierdzi, że to ze względów związanych ze stanem epidemiologicznym. Działaczka uważa, że to przez jej poglądy.

10 czerwca Kaja Godek, z ruchu „Stop aborcji”, przyjechała na SOR w Szpitalu Praskim w Warszawie ze względu na problemy z nerkami. Działaczka liczyła na fachową pomoc i rzetelnie przeprowadzony wywiad lekarski. Pracownicy szpitala, w którym wykonuje się aborcje, rozpoznali w niej jednak „wroga”. Najwidoczniej postanowili wykorzystać fakt, że ich ideologiczna przeciwniczka jest teraz na ich „łasce” i zachowywali się skrajnie niefachowo.

– Już na początku zostałam rozpoznana i byłam traktowana 'niemiło’ – mówi nam Kaja Godek. – Pacjent wyczuwa podczas wizyty, czy przebiega ona 'normalnie’, czy też lekarz ma jakiś 'zły humor’ – dodaje.

REKLAMA

– Ja nie bardzo wiedziałam o co chodzi. Zapytałam lekarza o powód takiego traktowania, a on przyprowadził ordynator SOR Elżbietę Nazarewską relacjonuje aktywistka.

Sytuacja szybko się wyjaśniła, gdy w gabinecie zjawiła się przełożona lekarza, który prowadził wizytę.

– Spojrzeli razem w kartę i powiedzieli: „O Jezu, to jest ona. To z nią w ogóle nie rozmawiamy” – opowiada naszemu redaktorowi Kaja Godek.

Wedle relacji Kai Godek, ludzie, którzy bez względu na różnice światopoglądowe powinni starać się pomóc pacjentom, oceniali ją, bardzo ostentacyjnie, przez pryzmat jej poglądów.

Szpital znany jest z przeprowadzania aborcji

W trakcie rozmowy Godek przypomniała, że „Szpital Praski chwali się na swojej stronie, że zgodnie z polityką Rafała Trzaskowskiego oferuje dyżur z antykoncepcją awaryjną. De facto jest to podawanie środków poronnych na bardzo wczesnym etapie ciąży”.

– Rok temu ten szpital raportował, że żaden z lekarzy nie złożył klauzuli sumienia, i że są u nich 'dostępne’ aborcje – informuje aktywistka.

Po serii nieprzyjemności i tak ostentacyjnym nastygmatyzowaniu Godek zapytała ordynator wprost „czy ona sama również przeprowadza aborcje, czy tylko jej nie przeszkadza, że ma to miejsce w tym szpitalu?”.

To tylko zagęściło atmosferę, a ordynator przeszła do „zdecydowanej ofensywy”. Działaczka wskazuje na fakt, że aktywiści pro-life bardzo często są atakowani. To była jednak zupełnie inna sytuacja. Mowa tu bowiem o relacji: pacjent – lekarz.

Lewicowa tolerancja w praktyce

To według Godek pokazuje prawdziwe oblicze lewicowej „tolerancji”. Osoby, które nawet na poziomie zawodowym, w profesji która wiąże się z pewną misją, nie potrafią nie manifestować swoich poglądów, udowadniają, że nie są w stanie prowadzi tego sporu ideowego tylko w sposób pokojowy.

To przypomina sprawę 25-letniej Zuzanny Wiewiórki, również działaczki pro-life, której młody polityk z środowiska Nowoczesnej groził „zgwałceniem nożem”. Dziewczyna dostała mnóstwo gróźb, choć ona ze swojej strony nie prowadziła działań agresywnych. Jak widać brak tu pewnej symetrii, czego środowiska lewicowe zupełnie nie chcą dostrzegać.

Badanie było bolesne. Lekarz uderzał pięścią

Kaja Godek uważa, że badanie na które przyjechała do szpitala, przeprowadzono w sposób bardzo bolesny.

– Lekarz uderzał mnie pięścią w plecy – relacjonuje.

W tej kwestii nie zamierza jednak nikogo sądzić, bo jak sama przyznaje, nie ma wiedzy medycznej. Może to badanie zawsze wygląda w ten sposób, a może lekarz złośliwie postarał się, by było możliwie nieprzyjemne.

„Sfałszowano dokumentację medyczną“

W całej sprawie pojawia się jednak wątek, który zakończy się w sądzie. Mianowicie już po wizycie, którą Godek chciała jakoś przełknąć i do niej nie wracać, dostała skierowanie od Sanepidu na kwarantannę.

Działaczka miała bowiem przebywać w jednym pomieszczeniu z osobą zakażoną koronawirusem.

– Ja początkowo myślałam, że chodzi o kogoś z personelu medycznego. Rzeczywiście miałam kontakt z pielęgniarzem, z lekarzem – relacjonuje.

Godek zaznacza też, że część personelu nie miała na sobie odzieży ochronnej. Okazało się jednak, że chodzi o zakażonego pacjenta.

– Nie miałam w zasadzie kontaktu z żadnym innym pacjentem, więc to jest zrobione złośliwie – stwierdza pro-liferka.

W tym miejscu zaczyna się robić poważnie. Jeśli bowiem rzeczywiście lekarze stwierdzili, że w ten sposób jeszcze „dopieką” Godek i wyślą ją na dwutygodniową kwarantannę, to musieli odpowiednią dokumentację wysłać do Sanepidu. Jeśli jednak jest tak, jak mówi działaczka, że nie miała kontaktu z nikim kto mógł być zakażony, to dokumentacja musiała być sfałszowana. W tej sprawie aktywistka zamierza już wyjść na ścieżkę prawną.

– Zamierzam złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez sfałszowanie dokumentacji medycznej – zapowiada Godek.

W dobie epidemii ograniczono wolność obywateli

Kaja Godek zauważa jeszcze jedną rzecz. W dobie epidemii rząd stworzył takie mechanizmy, które pozwalają lekarzom na wskazanie „obywatela, który im się nie podoba. Można takiemu coś wpisać do karty i już zaczyna się postępowanie”.

– Trudno się w tej sytuacji bronić. Nie informuje się takiej osoby o procedurach ani o tym gdzie może się odwołać – zauważa działaczka.

– Ja się tego wszystkiego dowiedziałam od prawników – mówi.

To pokazuje jak bardzo zmniejszyła się wolność jednostki w dobie epidemii. Zapisy, które co rusz są wprowadzane w czasie stanu epidemiologicznego, restrykcje i obostrzenia, są skrajnie antywolnościowe.

Co by było gdyby to lewicowiec został tak potraktowany przez skrajnie prawicowego lekarza?

Relacja Kai Godek powinna poruszyć nie tylko osoby z jej kręgu ideologicznego. Tak naprawdę, według słów działaczki, był to przykład dyskryminacji, a później prześladowania ze względu na poglądy. Jeśli lewicowy działacz trafiłby na lekarza o prawicowych poglądach i został potraktowany w ten sposób to sprawa na pewno szybko zyskałaby spory rozgłos. Każdy, kto ceni sobie wolność i nie chciałby w przyszłości spotkać się z taką dyskryminacją, powinien w tej sprawie poprzeć Godek.

Działaczka zauważyła, że w Szpitalu Praskim, gdzie miała się zetknąć z koronawirusem, nie wstrzymano przyjęć, SOR nie został zamknięty. Nie ma też żadnej informacji o innych lekarzach ani pacjentach, których miałby poszukiwać Sanepid.

REKLAMA