Dziadowskie państwo. Rząd nie zapłacił wytwórni za wydrukowanie 30 mln kart wyborczych

Mateusz Morawiecki. / foto: Prt Sc Twitter: KPRM
REKLAMA

Czy istnieje ktoś kto może bezkarnie oszukiwać swoich kontrahentów i nie płacić za zrealizowane zamówienie? Tak, rząd. Rząd PiS wymyślił chyba, że jednym prostym trikiem nie zmarnuje milionów z kieszeni podatnika – po prostu nie zapłaci za ich druk.

Jak informuje RMF FM Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych nie otrzymała ciągle zapłaty za wydrukowanie 30 milionów kart do głosowania, oświadczeń o tajnym oddaniu głosu i instrukcji głosowania w wyborach, które miały zostać użyte w maju.

Wybory majowe

Przypomnijmy, że PiS chciał na siłę w czasie pandemii przeprowadzić wybory prezydenckie, kiedy sondaże dawały Andrzejowi Dudzie nawet zwycięstwo w I turze. Zabrano się jednak do tego za późno i wobec obstrukcji Senatu, który wykorzystał cały miesiąc na prace nad ustawą weszła ona w życie kilka dni przed wyborami.

REKLAMA

W związku z tym doszło do bezprecedensowej sytuacji, czyli przygotowań do wyborów bez podstawy prawnej. A jak bez podstawy prawnej można organizować wybory, to żadnym problemem nie będzie zlecenie Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych drukowania…bez zawarcia z nią umowy.

Druk 90 milionów kartek

Decyzją premiera zlecono PWPW wydrukowanie w sumie 30 milionów pakietów wyborczych, każdy z nich składał się z 3 elementów. Odpowiedzialny za to miał być wg decyzji szef MSWiA, czyli Mariusz Kamiński, a z budżetu resortu miały zostać pokryte koszty.

W decyzji zawarto sformułowanie, że zapłacenie za druk nastąpi „na podstawie umowy, zawartej przez ww. ministra z Państwową Wytwórnią Papierów Wartościowych”. To dość oczywiste, problem w tym, że przygotowania do wyborów przebiegały poza prawem i nikt żadnej umowy z PWPW nie zawarł.

W odpowiedzi na pytanie RMF FM resort przesłał jedynie lakoniczną odpowiedź, iż „MSWiA nie zawierało takiej umowy i w związku z tym nie poniosło w tej sprawie żadnych kosztów”. Wydaje się zatem, że PWPW zostanie z pakietami wyborczymi jak Himilsbach z angielskim.

REKLAMA