Incydent francusko-turecki na Morzu Śródziemnym. Co z jednością NATO?

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan i prezydent Francji Emmanuel Macron. Foto: PAP/EPA
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan i prezydent Francji Emmanuel Macron. Foto: PAP/EPA
REKLAMA

Turcja odrzuciła jako „bezpodstawne” zarzuty Francji w sprawie „agresywnego manewru” na Morzu Śródziemnym. Opinię taką wyraził wysoki rangą turecki wojskowy.

Paryż twierdzi, że tureckie fregaty wykonały niedawno „niezwykle agresywny” manewr wobec śledzącej je jednostki francuskiej. Chodzi o dostawy uzbrojenia z Turcji do Libii, które niezbyt podobają się w Paryżu.

Francuskie ministerstwo obrony oświadczyło, że jego fregata śledziła frachtowiec podejrzany o transport broni do Libii. W pewnym momencie była przedmiotem „wyjątkowo agresywnego działania” ze strony tureckich okrętów. Incydent określono jako „bardzo poważny”.

REKLAMA

Tureckie okręty eskortujące frachtowiec „trzykrotnie oświetliły” francuską jednostkę „radarem kierowania ogniem”. Wojskowi w Ankarze zaprzeczyli tym oskarżeniom. Twierdzą, że ich okręty użyły tylko kamery zintegrowanej z ich radarem, aby „obserwować francuski okręt, który podjął niebezpieczny manewr w bardzo małej odległości”.

Według Ankary przed incydentem jednostki tureckie nawet dostarczyły paliwo francuskiej fregacie. „Z przykrością stwierdzamy, że do tego incydentu doszło wbrew duchowi przyjaźni i sojusz”- dodał jeden z dowódców. Turcja przekazała zdjęcia z tego incydentu do NATO.

Stosunki pomiędzy Ankarą i Paryżem są napięte od 2016 r. W ostatnich tygodniach relacje stały się jeszcze bardziej napięte ze względu na różnice między tymi dwoma krajami w kwestii wojny domowej w Libii.

Turcja wspiera uznawany na arenie międzynarodowej rząd w Trypolisie. Francja razem z Rosją, Egiptem i ZEA jest raczej po stronie Haftara i tzw. Libijskiej Armii Narodowej (ANL).

Źródło: PAP/ AFP

REKLAMA