Matka ochroniła córkę własnym ciałem, taksówkarz wyciągał poszkodowanych. Relacje świadków po wypadku autobusu w Warszawie [FOTO]

Tragiczny wypadek na moście Grota-Roweckiego w Warszawie.
Tragiczny wypadek na moście Grota-Roweckiego w Warszawie. (Fot. Twitter/screen)
REKLAMA

Do tragicznego w skutkach wypadku doszło w Warszawie. Autobus miejski przerwał bariery, a jego część spadła z mostu Grota-Roweckiego wprost na ścieżkę rowerową przy Wisłostradzie. Na miejscu zginęła starsza kobieta. 18 osób trafiło do szpitala.

Autobusem jechało około 40 osób. Poszkodowani trafili do szpitali w Warszawie oraz Grodzisku Mazowieckim. Ciężko ranną 17-letnią dziewczynę przetransportowano śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Na miejscu utworzono tymczasowy szpital polowy.

Ofiarą czwartkowego wypadku autobusu linii 186 była starsza kobieta w wieku ok. 70 lat – poinformował dyrektor miejskiego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Michał Domaradzki.

REKLAMA

Relacje świadków

Gdy autobus spadał, ochraniałam córkę swoim ciałem. To było dla mnie najważniejsze. Bałam się. Podejrzewam, że inni też – powiedziała dziennikarzom pani Elwira, podróżująca autobusem wraz z córką autobusem.

Pani Elwira wraz z małym dzieckiem – córeczką Natalią – siedziała w przedniej części autobusu linii 186. Samego momentu uderzenia nie pamięta.

Nie opowiem dokładnie, jak wyglądał moment wypadku, bo jestem w szoku – wyjaśniła. Dodała, że zarówno ona, jak i córeczka nie doznały w wypadku poważniejszych obrażeń

Pani Elwira zapytana przez grupę dziennikarzy, jaka była jej pierwsza reakcja, przyznała, że zaczęła chronić córkę własnym ciałem.

To było dla mnie najważniejsze. Bałam się. Podejrzewam, że inni też – powiedziała dziennikarzom.

Pytana, w jaki sposób wydostała się z autobusu, odparła, że wyciągnął ją albo jeden z poszkodowanych, albo ze świadków zdarzenia.

Taksówkarz wyciągał poszkodowanych

Na łamach TVN24 wypowiedział się inny ze świadków, taksówkarz Robert Sobolewski, który jechał tuż za autobusem. Rzucił się na ratunek i wyciągał z tylnej części autobusu poszkodowanych.

Powiedział też, jak wyglądał sam moment wypadku. – Byłem 10 metrów za autobusem na bocznym pasie, wiec widziałam jak kierowca gwałtownie skręcił w lewo i miał głowę w górę. (…) Moim zdaniem kierowca się zagapił, zajął czymś innym i w ostatniej chwili się zorientował. Moim zdaniem było to zagapienie – mówił świadek.

Policja uważa natomiast, że najbardziej prawdopodobną przyczyną wypadku jest zasłabnięcie kierowcy. Więcej na ten temat TUTAJ.

Autobus jechał szybko

Przed kamerami TVN24 wypowiedział się także brat jednego z poszkodowanych. – Czuje się w miarę dobrze. Dwa miejsca do szycia, jakoś to poszło. Siedział z przodu z dziewczyną. Fakt, że się złapał z barierki, bo tak, to by wyleciał – powiedział pan Arek, który rozmawiał z bratem o wypadku.

Jest w strasznym szoku. Jeszcze go adrenalina trzyma, bo dopiero zaczyna go wszystko powoli boleć. Zobaczymy później, co będzie, jak go puści ta adrenalina – kontynuował relację.

Na pytanie, czy brat opowiadał o tym, jak doszło do wypadku, odpowiedział: – Mówił, że kierowca był spóźniony i też podobno zasłabł. Ze stresu, nie wiem. I się wpasował w te barierki. Z tego, co mówił, to jechał około 80 kilometrów na godzinę. I w sumie widać, musiał jechać, żeby barierkę strącić – przekazał.

Dziewczyna brata jest w szpitalu. Ma tam jakieś badania. Nic mi nie wiadomo, w jakim jest stanie. Dopiero przyjechałem i dowiaduję się na bieżąco – dodał pan Arek.

Na miejscu wypadku trwa akcja podnoszenia autobusu. Najpierw służby musza wypompować gaz, którym napędzany był pojazd. Cała operacja ma potrwać kilka godzin.

Źródło: TVN24/NCzas

REKLAMA