W Łodzi frekwencja w trakcie wyborów przekroczyła najśmielsze oczekiwania. W niektórych komisjach obwodowych wykorzystano niemal wszystkie karty do głosowania.
Do godziny 12 największą frekwencją chwaliła się Warszawa. Jednak już po południu zaskakujące wieści zaczęły spływać z Łodzi.
Jak się okazało, chętnych do oddania głosu było tak wielu, że zaczęło brakować kart do głosowania. W niektórych obwodowych komisjach wykorzystano nawet ponad 90 proc. kart.
W efekcie trzeba było pilnie sprowadzać nowe karty z rezerwy. – Nie ma jednak niebezpieczeństwa, aby ktoś karty nie dostał. Jesteśmy na to przygotowani – zapewniła dyrektor łódzkiej delegatury Krajowego Biura Wyborczego Grażyna Majerowska-Dudek.
W południe frekwencja dla miasta wynosiła ponad 26 proc. Natomiast w największej dzielnicy Łodzi, na Bałutach, w większości komisji mieszkańcy ruszyli do urn wczesnym popołudniem.
Co godne pochwały to fakt, iż w mieście nie zanotowano żadnych poważniejszych incydentów.
Źródło: Onet