Zamknęli elektrownię atomową i będą importowali energię z węgla od sąsiadów…

Elektrownia jądrowa.
Elektrownia jądrowa w Fessenheim we Francji. (Fot. Wikipedia)
REKLAMA

We Francji, na początku tygodnia, wyłączono z użytku elektrownię atomową w departamencie Górnego Renu. Była to najstarsza elektrownia jądrowa położona koło miasta Fessenheim, nad rzeką Ren, w regionie Franche-Comté, na granicy z Niemcami.

Z uwagi na położenie (na granicy z Niemcami, 40 km od granicy ze Szwajcarią, w pobliżu gęsto zaludnionej Miluzy) była obiektem wielu protestów, głównie mieszkańców Niemiec. Rząd Macrona, który stawia oficjalnie na „zieloną energię”, obydwa bloki reaktorów wyłączył. Przy okazji wzbudził też resentymenty antyniemieckie.

Tymczasem Claude Brender, mer gminy Fessenheim, wyraził ubolewanie z powodu zamknięcia alzackiej elektrowni. Jego zdaniem doprowadzi to Francję do importu większej ilości prądu z Niemiec. Tymczasem sąsiad nadal rozbudowuje energetyk opartą na… węglu.

REKLAMA

Mer zauważa, że to pogorszy „ślad węglowy”. Zamknięcie elektrowni Fessenheim jest pośrednią, ale celową konsekwencją ustawy o „transformacji energetycznej” z 2015 r. Ogranicza ona ilość energii pozyskiwanej z energetyki atomowej.

Francja nie rezygnuje całkowicie z tej energii, ale mocno dotowana i wyjątkowo droga tzw. „energetyka odnawialna” nie jest w stanie wypełnić luki. „Zielona fala”, która rozlała się po wyborach lokalnych we Francji, przyniesie jeszcze wiele niespodzianek. Nadchodzą czarne dni dla przemysłu motoryzacyjnego, dla lotnictwa krajowego, a nawet dla TGV. Nowa „zielona” mer Lyonu już głośno i wyraźnie twierdzi, że trzeba zlikwidować połączenie Lyon-Turyn.

Źródło: Ouest-France

REKLAMA