
Polskie konsulaty na całym świecie nie były przygotowane do wysłania ogromnej liczby pakietów wyborczych potrzebnych do głosowania korespondencyjnego za granicą – podaje RMF FM. W jednym z konsulatów doszło do tak banalnych zaniedbań, jak wyczerpanie tuszu w drukarce. Inny absurdalny powód opóźnień to np. kłopoty z kupnem odpowiedniej puli znaczków pocztowych.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało, że padł rekord frekwencji w wyborach za granicą, mimo pandemii. W spisach znalazło się 387 tys. obywateli, a ponad 343 tys. zagłosowało korespondencyjnie. Ogromne zainteresowanie wskazaniem prezydenta RP, i mało czasu na przygotowanie wyborów, wymusiło lawinę problemów.
Wyborcy udowadniali mediom, że dostarczenie pakietów zgodnie z terminami kalendarzy wyborczych było niemożliwe. Wszystko przez to, że głosujący za granicą często zbyt późno dostawali odpowiednie karty.
– Wysyłanie pakietów przed pierwszą turą to była prowizorka – zdradził informator RMF FM w MSZ. – Konsulaty przekraczały dzienny limit wydatków przy zakupie kopert i znaczków. Blokowały się też frankownice do nadruku opłat pocztowych, bo wysyłek było tak dużo. Pracownicy konsulatów w okolicznych urzędach skupowali znaczki w dużej liczbie. A nie każdy urząd posiadał większą ilość znaczków – tłumaczył.
Problemów było mnóstwo. W jednej z placówek zabrakło w noc tuszu do drukarki. Pracownicy gorączkowo zaczęli poszukiwać sklepu całodobowego. W końcu dopięli swego, ale to nie uchroniło przed opóźnieniem wysyłki pakietów.
MSZ poinformowało w poniedziałek, że przed II turą spis wyborców powiększył się o 140 tys. osób. Oznacza to, że jest ich już w sumie 515,894.
RMF FM podaje, że jedna ze słuchaczek z Nowego Jorku przesłała stacji swoją kartę do głosowania, otrzymaną z placówki dyplomatycznej. Nie było na niej pieczęci obwodowej komisji wyborczej. Oddany na niej głos w tej sytuacji jest nieważny.
Polonia informowała, że podobne przypadki zdarzały się już przed I turą. Z kolei inny słuchacz z Nowego Jorku nie dostał w pakiecie oświadczenia, które powinien podpisać, a jeszcze inna Polka żyjąca w tej miejscowości otrzymała w przesyłce dwie karty do głosowania.
Ostateczne wyniki z I tury za granicą były znane dopiero 30 czerwca, mimo, że już dzień wcześniej PKW podawała wyniki ze znakomitej większości obwodów. Do podania pełnych danych brakowało tylko protokołów z Wielkiej Brytanii.
– Musieliśmy czekać na komisje porównywalne z innymi komisjami za granicą, które uporały się dużo wcześniej z pracą do wykonania, dużo wcześniej te protokoły spłynęły, a tu czekaliśmy na wyniki. Cała Polska zdążyła, wszystkie inne obwody za granicą zdążyły, a te dwa jakoś się ociągały – mówiła w trakcie konferencji prasowej we wtorek szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak.
Konsul generalny w Manchesterze zauważył, że nie da się porównać ilości pracy, jaką mieli do wykonania podlegli mu ludzie, z ilością zadań wyznaczonych członkom komisji wyborczych w Polsce. W dwóch obwodach w Manchesterze głosowało ponad 13 tys. Polaków. W kraju na jedną komisję przypada średnio 2 tys. wyborców. Poza tym w wyborach korespondencyjnych jest znacznie więcej czynności do wykonania.
Mimo że tegoroczne wybory na terenie Wielkiej Brytanii odbywają się wyłącznie korespondencyjnie – i w czasie epidemii – to do konsulatów wróciło na czas 87 procent przesyłek z kartami do głosowania. Jak podkreślali w rozmowie z Polską Agencją Prasową pracownicy ambasady, w tym, że pewna część przesyłek – mniejsza niż poprzednio – nie dotarła na czas, nie należy doszukiwać się sensacji ani czyjejś złej woli, bo w każdych wyborach korespondencyjnych część osób, które się zgłaszają, później nie odsyła pakietu wyborczego lub robi to zbyt późno – z zupełnie prozaicznych powodów. A w warunkach bardzo napiętego terminarza i epidemii fakt, że 87 procent pakietów wróciło na czas, jest – zdaniem rozmówców – sukcesem.
Źródła: RMF FM, PAP