Państwo usunęło „prywaciarza” i traci gigantyczne wpływy. By rozwiązać problem, poborem opłat drogowych ma zająć się kolejny urząd

Korek na autostradzie przed punktem poboru opłat. Zdjęcie: PAP/Tytus Żmijewski
Korek na autostradzie przed punktem poboru opłat. Zdjęcie: PAP/Tytus Żmijewski
REKLAMA

Kolejna państwowa instytucja będzie zajmować się poborem opłat za używanie dróg. Po usunięciu prywatnej firmy, która zbudowała system i była jego operatorem, państwo traci gigantyczne wpływy, zwłaszcza od firm transportowych zza wschodniej granicy. Tak więc znów  socjalizm bohatersko walczy z problemem, który sam stworzył.

1 lipca Krajowa Administracja Skarbowa (KAS) przejęła od Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego (GITD) zarządzanie Krajowym Systemem Poboru Opłat (KSPO), popularnie zwanym systemem e-myta. To już trzecia zmiana w zarządzaniu systemem, z którym od 10 lat państwo nie potrafi sobie poradzić. 9 lat temu wprowadzony został system viaTOLL, który zastąpił winiety. Oparty jest on na technologii radiowej i urządzeniach pokładowych, które zaczynają naliczać opłaty po przekroczeniu bramownic nad drogą. Zbudowała qp austriacka firma Kapsch Telematic Services, ale właścicielem jest państwo.

W 2011 r. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) zapowiadała, że do 2018 r. w systemie będzie ok. 7 tys. km dróg. W tym okresie zrealizowano ledwie połowę tego planu. W 2018 r. zarządzanie nim przejął Generalny Inspektor Transportu Drogowego (GITD). Od tego momentu żaden kolejny kilometr nie trafił do systemu. Następcy z GITD nie dołączyli do systemu nawet 1 km.

REKLAMA

Gdyby przez okres swojego zarządu GITD utrzymało tempo rozszerzania systemu poprzedników do Krajowego Funduszu Drogowego trafiłoby 9 mld zł, a nie 6 mld zł. Te wyliczenia nie uwzględniają wzrostu kosztów obsługi systemu, a same wpływy. Jak podawała NIK, Ministerstwo Infrastruktury uzasadniało zmianę administratora w 2018 r. zmniejszeniem kosztów funkcjonowania o 20-30%. Tymczasem z wyliczeń NIK, opracowanych na podstawie danych Banku Gospodarstwa Krajowego dotyczących KFD wynika, że przejęcie systemu od GDDKiA i prywatnego podwykonawcy zakończyło się wzrostem kosztów o ok. 7 proc.

Oznacza to, że polskie państwo zrezygnowało z dodatkowego źródła dochodu i to pobieranego nie od swoich obywateli, ale zwłaszcza od ciężarówek tranzytowych jadących przez Polskę na zachód, a koszty obsługi systemu odkąd usunięto prywatną firmę wzrosły. Teraz systemem zająć się ma Krajowa Administracja Skarbowa (KAS).

Tymczasem problemy rosną, a związane są m.in z archaicznym systemem poboru opłat na bramkach na autostradach przez co zwłaszcza w sezonie wakacyjnym tworzą się gigantyczne korki. Prywatni operatorzy autostrad zdecydowali się na wprowadzenie videotollingu, czyli poboru opłat na podstawie tablic rejestracyjnych identyfikowanych przez kamery, tak by nie spowalniać tuchu i nie tracic pieniędzy tak jak państwo, które latem otwiera całkowicie bramki i nnie pobiera opłat. Taki system miał być wprowadzony na autostradach apaństwowych do połowy 2020 roku. Państwo i jego urzędnicy jak zwykle polegli.

Państwo udowodniło, że nie ma know-how potrzebnego, by technologicznie obsługiwać system poboru opłat. Powinniśmy mieć nadzieję, że tym razem skorzysta ze współpracy z podmiotami prywatnymi, by cały system działał sprawnie i skutecznie. Oprócz tej współpracy potrzebna jest świadomość, że w ręku skarbu państwa (właściciela KSPO) jest kurą znosząca złote jajka. Bez odpowiednich decyzji urzędników i rozszerzenia systemu będziemy ciągle powtarzać te same błędy, a to już szaleństwo – mówi Andrzej Arendarski prezes Krajowej Izby Gospodarczej.

REKLAMA