W odmętach feministycznego szaleństwa. Seksistowskie miasta z wytryskiem

Panorama Warszawy. Zdjęcie: PAP/Kalbar
Panorama Warszawy. Zdjęcie: PAP/Kalbar
REKLAMA

Współczesne miasta są seksistowskie i budowane tak, by podkreślać męską dominację i patriarchat – dowodzi feministka Leslie Kern. Symbolem tego są m.in. drapacze chmur, które są według niej niczym innym, jak fallusami w stanie wzwodu.

Wynurzenia feministki na temat opresyjnej wobec kobiet funkcji miasta opublikował brytyjski lewacki dziennik „The Guardian”. Leslie Kern napisała książkę „Feministyczne miasto” a redakcja udostępniła swe łamy, by ją zachwalała. Tytuł tego wiekopomnego artykułu to „Wznoszące się w górę i wytryskujące w niebo budynki – czy miasta muszą być seksistowskie?” (Upward-thrusting buildings ejaculating into the sky’ – do cities have to be so sexist?).

„Toksyczna męskość jest wpisana w naszą przestrzeń miejską” – pisze Kern. „Szklane sufity i falliczne wieże. Złe ulice i ciemne zaułki. Nazwy dróg i posągi mężczyzn. Od substancji fizycznej po metaforę miasto jest wypełnione znakami przypominającymi o męskiej przewadze. Mimo to rzadko rozmawiamy o krajobrazie miejskim jako aktywnym czynniku utrwalającym płciową nierówność. Przecież bez względu na to jak bardzo falliczny jest budynek nie mówimy, że jest mizoginiczny. Z pewnością drapacz chmur nie jest odpowiedzialny za molestowanie seksualne, różnice w wynagrodzeniach, szklany sufit nawet jeśli w sensie dosłownym go nie ma „ – rozpoczyna swe wywody Kern.

REKLAMA

I dalej dowodzi, że całe nasze środowisko miejskie odzwierciedla wzorce męskiej dominacji i dyskryminacji kobiet. Kern przywołuje inną feministkę – Jane Darke, która pisała: „Nasze miasta maja patriarchat wpisany w kamień, cegłę, szkło i beton”. Innymi słowy, miasta odzwierciedlają normy społeczeństw, które je budują, seksizm jest głęboko zakorzenioną normą. – pisze Kern

Okazuje się, że już w 1977 roku była jedna taka, której wieżowce kojarzyły się z penisami. Była to poetka i architekt Dolores Hayden, która napisała artykuł: „Uwodzenie drapaczem chmur, gwałcenie drapaczem chmur” („Skyscraper seduction, skyscraper rape”). Hayden miała rozprawić się z męskimi fantazjami uosabianymi w postaci własnie wieżowców.

Inaczej mówiąc, jak powiedziałaby nasza rodzima specjalistka od takiego bełkotu Środa, wieżowiec to przedłużenie penisa. Wieżowce mają być kontynuowaniem dawnych form, takimi jak kolumny, obeliski iglice etc.które autorkom kojarzą się z penisami w stanie wzwodu.

Według Kern nawet słownictwo używane do opisu wieżowców jest pełne seksualnych skojarzeń potwierdzających gwałty na kobietach. Świadczy o tym używanie takich słów jak „podstawa”, „szyb”, „szczyt”. Zaś wznoszące się w górę wieżowce mają „tryskać” w niebo światłem.

Dalej Kern dowodzi, że pandemia koronawirusa ujawniła, że miasta stworzone są tak, by ignorowano przemoc wobec kobiet. Dowodem na to jest budownictwo mieszkaniowe. Sens tego wywodu jest mniej więcej taki, że ludzie chorzy na koronawirusa żyją własnie w mieszkaniach i to w nich tez dochodzi do przemocy domowej.

Autorka przytacza przykłady miast, które zadbały o kobietę. I tak powstały dla nich hostele, czy nazwom ilu nadawane są żeńskie miana. Wychwala tez pomysł „feministycznego” odśnieżania Sztokholmu. Chodziło o to by, najpierw oczyścić ze śniegu chodniki, bo po nich chodzą kobiety, a potem dopiero jezdnie, po których w swych samochodach jeżdżą mężczyźni. Autorka nie wspomina jednak, że ten eksperyment skończył się katastrofą – całkowitym paraliżem miasta i brakami w podstawowym zaopatrzeniu, bo nawet żywności do sklepów nie dowieziono.

Jeśli ktoś ma ochotę na kilkaset stron podobnego bełkotu, to może, jak reklamuje Guardian kupić sobie książkę „Feministyczne miasto” za jedyne 13 funtów (koło 65 zł).

REKLAMA