Mroczna historia związana z zaginięciem Iwony Wieczorek. „Powiesił się na krzyżu, na grobie własnego ojca”

Iwona Wieczorek zaginęła w lipcu 2010 r.
Iwona Wieczorek zaginęła w lipcu 2010 r. / Fot. Policja
REKLAMA

Szef fundacji „Na Tropie” Janusz Szostak zapowiedział wznowienie poszukiwań Iwony Wieczorek. Jednym z kluczowych punktów będzie działka , na której znaleziono ślady krwi w 2016 roku. To miejsca może skrywać wielką tajemnicę. Szostak przytoczył mroczną historie z nim związaną.

– W czasie zaginięcia Iwony pomieszkiwał tam niejaki Waldemar G. Chciałem z nim porozmawiać, ale okazuje się, że trzy lata temu powiesił się na krzyżu na grobie własnego ojca. Jego znajomi twierdzą, że coś go dręczyło. Nie wykluczam, że mógł wiedzieć, co się stało z Iwoną – wyjawił.

Wieczorek zaginęła 17. lipca 2010 roku w okolicy Parku Reagana w Gdańsku. Wracała wtedy z imprezy w Sopocie. W poszukiwaniach dziewczyny na przestrzeni dekady brali udział policjanci, rodzina, detektywi i jasnowidze. Sprawa cały czas nie została rozwikłana.

REKLAMA

Szef fundacji na tropie i autor książki „Co się stało z Iwoną Wieczorek?” planuje wznowienie poszukiwań. – W przyszłym tygodniu rozpoczynamy poszukiwania na terenie ogródków działkowych położonych między ulicą Hallera a al. Macieja Płażyńskiego. Będzie to obszar obejmujący około 2 tys. metrów, w tym działka, która na mój wniosek była sprawdzana przez policję w 2016 roku. Była to jednak karykatura poszukiwań. Teren, na którym będziemy kopać został przez nas wynajęty. Będziemy go przeszukiwać przy użyciu georadarów i psa zwłokowca – tłumaczył „Faktowi”.

Szostak twierdzi, że w nocy z 16 na 17 lipca doszło do przypadkowej zbrodni podwórkowej, po której sprawcy postanowili zatuszować ślady. 

„Według mojej wiedzy Iwona Wieczorek została przywieziona rankiem 17 lipca 2010 roku na teren ogródków działkowych w rejonie ulic Hallera i Zielonej Drogi. Wskazałem policji pięć konkretnych działek, które w różny sposób mogą się wiązać z tą sprawą. Na jednej z nich – według mnie – mogła zostać ukryta Iwona. Gdy ją tam przywieziono, prawdopodobnie jeszcze wówczas żyła. Zamordowano ją rankiem, a jej ciało zostawiono w szopie. Było już zbyt widno, aby szykować grób. Dopiero nocą oprawcy przenieśli ciało nastolatki do przygotowanej w ciągu dnia mogiły. Jej szczątki mogły zostać rozpuszczone w kwasach i wapnie.” – snuje przypuszczenia w książce „Co się stało z Iwoną Wieczorek”.

Na teren działki policja weszła w 2016 roku. Stało się to na wniosek samego dziennikarza. Według Szostaka dziewczyna mogła być przetrzymywana w garażu na posesji należącej do Sławomira N. Na terenie jego posiadłości policja znalazła liczne ślady krwi.

„Były one niemal wszędzie. Ujawniono je w pomieszczeniu gospodarczym, m.in. na meblach, ubraniach, worku jutowym, płycie styropianowej, na plandece i na wiszącym tam haku. Krwawe ślady odkryto też na wszystkich narzędziach i szafkach, na poduszce, a także na dywanikach i przeciętej opasce zaciskowej. Liczne pozostałości krwi oraz inne ślady odkryto także w garażu (…) Próbki wszystkich oddano do Laboratorium Kryminalistycznego KWP w Gdańsku. Czyja to była krew? Czy mogła należeć do Iwony Wieczorek? Policja i prokuratura nie ujawniają tych informacji” – opisuje Janusz Szostak.

Dziennikarz ustalił, że na posesji Sławomira N. od 2010 roku mieszkał jego znajomy z Pruszcza Gdańskiego Waldemar G. Przed wznowieniem poszukiwań Wieczorem Szostak chciał porozmawiać z mężczyznami, ale okazało się, że obaj już nie żyją.

– Dowiedziałem się, że Sławomir N. w zeszłym tygodniu zapadł w śpiączkę i zmarł. Natomiast Waldemar G. trzy lata temu pojechał na cmentarz do Starogardu Gdańskiego i powiesił się na krzyżu, na grobie własnego ojca. Jego znajomi, z którymi rozmawiałem twierdzą, że wyraźnie coś go dręczyło. Nie wykluczam, że mógł mieć związek z tymi śladami krwi i wiedzieć, co się stało z Iwoną – powiedział „Faktowi” Janusz Szostak.

Wątek posesji Sławomira N. i jego relacji z Waldemarem G. dziennikarz opisał też w swojej książce.

„Pracowałem w ochronie często 24 godziny na dobę i Waldemar G. w tym czasie miał swobodny dostęp do wszystkich pomieszczeń. To był mój kolega, więc mu ufałem. Garażu nie używałem od dawna, bo nie mam już samochodu. Uważam, że na mojej posesji nigdzie nie powinno być śladów krwawych. Nie przypominam sobie, aby Waldemar G. miał jakieś rany. Zwierząt hodowlanych na mojej posesji nie było od kilkudziesięciu lat, więc nikt ich tu nie zabijał. W 2015 roku poprosiłem Waldemara G., aby się wyprowadził i wtedy zaczęły się problemy. Nie chciał tego zrobić, były awantury. W końcu się wyprowadził do mojego sąsiada, Krzysztofa C.” – czytamy. Z ustaleń Szostaka wynika, że policja nigdy nie przesłuchała Waldemara G.

 

REKLAMA