Homocenzura. „Dziennikarze LGTB” w awangardzie walki z wolnością słowa

Alice Coffin Fot. screen VA
REKLAMA

W 2013 roku francuscy dziennikarze z ruchu LGBT założyli AJL (Stowarzyszenie Dziennikarzy LGTB). Celem była „poprawa relacji medialnych”. AJL ewoluuje jednak coraz bardziej w kierunku wspierania radykalizmu tego środowiska.

Wcześniej szefem tej organizacji był Christophe Girard, zastępca mera Paryża odpowiedzialny za kulturę. Zastąpiła go inna radna paryska, Alicee Coffin. Coffin to polityk Zielonych (EELV) wybrana z XII dzielnicy stolicy. Przedstawia się jako „lesbijka, feministka, aktywistka i dziennikarka”.

To ona zmusiła homoseksualistę Girarda do rezygnacji z funkcji pełnionych w merostwie. Poszło o relacje Girarda z pisarzem Gabrielem Matzneffem, który jest oskarżany o pedofilię. Wzajemne wojenki tego środowiska są coraz ciekawsze, ale wróćmy do AJL.

REKLAMA

Założona w 2013 r. organizacja deklarowała „poprawę relacji medialnych na temat kwestii LGBT” we Francji”. Złożona z dziennikarzy z różnych redakcji miała reagować na rzekomy wzrost „mowy nienawiści” w mediach.

W maju 2013 roku grupa założycielska opublikowała w „Liberation” zapowiedź walki z homofobią jako „zbrodnią”. 16 maja 2013 r. Założyciele AJL powrócili do powodów, które skłoniły ich do podjęcia działań: „Bardzo często kwestionowano nas medialne traktowanie ustawy o małżeństwie dla wszystkich.

W czasach protestów „Manif Pour Tous” przeciw „homo-małżeństwom”, postulowali cenzurowanie „debaty” na ten temat. Ich zdaniem wykorzystywano „wolność słowa” do krytykowania „praw mniejszości”. „Nie jesteśmy nową różową brygadą ds. mediów” – mówił Mathieu Magnaudeix, dziennikarz Mediapart i członek AJL, ale domagał się jednocześnie „moderowania” dyskusji.

Od obrony praw LGTB do pilnowania dziennikarzy

AJL zaczęło się w końcu wtrącać w treści artykułów na tematy dotyczące ideologii LGTB. Sugerowali dziennikarzom, by ci używali „właściwych słów”, unikali „dyskryminacji”, czy traktowali priorytetowo problemy seksualności i tzw. „niewidzialności” osób LGBT”.

AJL przekazało np. redakcjom podręcznik z konkretnymi instrukcjami „do wewnętrznego użytku redakcji”. Progresywny i mocno surrealistyczny „przewodnik” przeznaczony był dla dziennikarzy, którzy jeszcze nie opanowali w pełni subtelności nowego języka.

W podręczniku zalecano nieużywanie np. terminu „małżeństwo homoseksualne”, bo sugeruje odróżnianie go od innych małżeństw. Podobnie z terminem „normalna rodzina”, jako przeciwstawieniu „rodziny homoprodzicielskiej”. Wskazywano także, by nie pisać o „lobby gejowskim”, bo podobno… „nie istnieje”.

AJL zachęca redakcje do czujności wobec używanego języka i terminów. Na przykład niepoprawny („reakcyjny”) jest zwrot w przypadku opisywania in vitro dla lesbijek (PMA), jako „rodzicielstwa bez ojca”. Nie zaleca się też wspominania, że PMA to „wstęp do GPA”, czyli wyposażania w dzieci par gejów za pomocą kobiet wynajmowanych do rodzenia (surogacji).

Jak widać, nie chodzi o samą cenzurę, ale też o ingerencję w zawartość tekstów. AJL nie jest żadnym „strażnikiem dyskryminacji osób LGBT” w mediach, ale organizacją bezpośrednio zaangażowaną w „wojnę kulturową” i to na pierwszej linii frontu dziennikarskiego.

W komunikacie z 20 czerwca na koncie AJL na Twitterze zamieszczono też stanowisko wobec fali „antyrasizmu”. Siham Assbague, radykalny działacz antyrasistowski twierdzi tam, że zasada dziennikarskiego obiektywizmu to środek służący do wyciszania „uciskanych” i służy do neutralizowania wymowy protestów.

Podobne poglądy ma Alice Coffin, która potępia „monopol na władzę, prestiż i pieniądze dla kilku tysięcy białych mężczyzn”. Uważa, że zasada nieangażowania się dziennikarza to tylko teza szkolna, którą należy obalić. „Będąc lesbijką, jestem lepszym dziennikarzem” – dorzuca. My dorzućmy, ze panna Coffin uczy dziennikarstwa w… Instytucie katolickim w Paryżu.

Przy okazji meandry rozwoju LGTB przynoszą coraz więcej sprzeczności. Z jednej strony LGTB ma być ciągle „prześladowaną mniejszością”, a z drugiej uzurpuje sobie prawa do prześladowania innych i narzucania metodologii dyskursu. Niedługo okaże się, że bez jakiejś literki ze skrótu LGTB do żadnej redakcji już do pracy nie przyjmą…

Źródło: Valeurs Actuelles

REKLAMA