Łukaszenka zapowiada, że nie pozwoli na Majdan na Białorusi. „Do tego nie możemy dopuścić”

Aleksander Łukaszenka. Foto: PAP
Aleksander Łukaszenko. Foto: PAP
REKLAMA

Prezydent Alaksandr Łukaszenka po raz kolejny ostrzegł, że nie dopuści do majdanu w stolicy Białorusi. Zapewnił, że władze nie dopuszczą, by w centrum miasta „zapłonął ogień” w dniu wyborów prezydenckich w niedzielę lub dzień później.

Niektórzy dalej próbują zwoływać ludzi na majdan dziewiątego i dziesiątego (sierpnia). Nie daj Boże, żebyśmy rozpalili ogień w centrum Mińska i rozrzucali płonące głownie po całym mieście. Do tego nie możemy dopuścić i nie dopuścimy – powiedział Alaksandr Łukaszenka w czwartek podczas narady dotyczącej zapewnienia bezpieczeństwa podczas kampanii wyborczej.

Jego zdaniem trwa „wojna hybrydowa”. – Powiem szczerze i wy pewnie nic nowego mi nie powiecie. My nie wiemy, do czego oni (prowokatorzy) są zdolni. Nie wiemy nawet, kim oni są. Czy to Amerykanie i „natowcy”, czy ktoś z Ukrainy nas dociska, czy to nasi wschodni bracia nas tak bardzo „kochają” – oznajmił prezydent. – Trwa wojna hybrydowa przeciwko Białorusi i powinniśmy być gotowi na świństwa z każdej strony. Co zresztą robimy – powiedział.

REKLAMA

Jak oświadczył, zatrzymano już wielu ludzi, którzy „stawiali sobie cel zdestabilizowania sytuacji w kraju”. Chodzi, jak zaznaczył, nie tylko o Rosjan, najemników z grupy Wagnera.

Łukaszenka powiedział, że zatrzymano także ludzi „z amerykańskimi paszportami, żonatych z Amerykankami, które pracują w Departamencie Stanu”. – Ale bronią ich rosyjskie władze – oświadczył.

Media sugerują, że chodzi prawdopodobnie o zatrzymanego niedawno politologa i technologa politycznego Wiktara Szklaraua, który jest mężem amerykańskiej dyplomatki. Szklarau pracował przy kampaniach wyborczych w różnych krajach, w tym w USA.

Był współpracownikiem opozycyjnego blogera Siarhieja Cichanouskiego, który siedzi w areszcie, bo według władz przygotowywał zamieszki i mógł mieć związki z zatrzymanymi najemnikami z Rosji. Przez obrońców praw człowieka na Białorusi jest uważany za więźnia politycznego.

(PAP)

REKLAMA