Maryja Maroz, szefowa sztabu wyborczego Swietłany Cichanouskiej, została zatrzymana przez pracowników milicji, gdy wychodziła z ambasady Litwy. Nie wiadomo gdzie przebywa i jakie postawiono jej zarzuty.
Kandydatura Swietłany Cichanouskiej wyrosła na główne zagrożenie dla szóstej reelekcji Aleksandra Łukaszenki. Cichanouska jest żoną – i startuje w imieniu – Siarheja Cichanouskiego, który trafił do więzienia i przez to nie mógł zarejestrować swojej kandydatury.
Na jej wiecach wyborczych zaczęły pojawiać tłumy – choć „tłumy” to mało powiedziane – Białorusinów. Na spotkania przynoszą historyczne biało-czerwono-białe flagi Białorusi i proporce z herbem Pogonią. Obecne symbole państwowe – nawiązujące do komunistycznej republiki ZSRR – uważają za symbol reżimu.
Po tym, jak na spotkaniach z Cichanouską zaczęły pojawiać się masy ludzi, Białorusini uwierzyli, że coś tąpnęło. Poparcia udzieliły jej już sztaby innych kandydatów – Wiktara Babaryki i Walerego Capkały – wierząc, że może ona zmierzyć się z urzędującym od 30 lat prezydentem.
Zagrożenie wyczuł też opresyjny białoruski lewiatan, ponieważ na kolejne wiece w Mińsku, Słucku, czy w Salihorsku już kandydatce nie pozwolono. Informowała o tym Anna Krasulina – rzeczniczka Cichanouskiej.
Wybory na Białorusi już w tę niedzielę, a tymczasem milicja porwała Maryję Maroz – szefową sztabu liderki opozycji.
Można się spodziewać, że jeżeli wygra Aleksandr Łukaszenka, to u naszych wschodnich sąsiadów zaczną się niepokoje społeczne, które może np. wykorzystać Rosja.
Państwowość Białorusi – jak ostatnio przypominał Grzegorz Braun z Konfederacji – jest dla Polski jednym z gwarantów bezpieczeństwa. Niestety kolejne polskie rządy zupełnie ignorują kwestie Białorusi w dyplomacji.
Źródło: Polsat News, nczas.com