
W czwartek wieczorem na stronie Sejmu opublikowano projekt ustawy, w myśl której pierwsza dama miałby dostawać miesięczne wynagrodzenie. Sposób w jaki ustalana byłaby jego wysokość, budzi spore kontrowersje.
Projekt „urealnia wynagrodzenia wypłacane osobom pełniącym funkcje publiczne”. Wśród nich pojawia się m.in. pierwsza dama.
Czy prezydentowa powinna mieć wypłacaną co miesiąc pensję? Pełni ona pewne funkcje publiczne i na ten moment robi to pro publico bono. Z wolnościowego punktu widzenia za wykonywaną pracę należy jej się wypłata. Jeśli nie dostaje jej, to powinna zostać zwolniona z obowiązku pełnienia swoich funkcji. Dodatkowo prezydentowa ma zakaz pracy w zawodzie, co jest całkowicie antywolnościowe.
Tak więc nie ma niczego złego w tym, że od teraz Agata Korhauser-Duda będzie zarabiała. Sam ten pomysł nie budzi kontrowersji, ale budzi je coś innego.
Ale, że ile?!
Nie wiadomo skąd autorzy projektu wzięli pomysł na określanie wysokości pensji pierwszej damy. To jest prawdziwa „bomba”. Pomysłodawcy chcą, by pensja m.in. Agaty Kornhauser-Dudowej była powiązana z… wynagrodzeniami sędziów Sądu Najwyższego!
Co ma piernik do wiatraka? Wychodzi na to, że prezydentowa – niemająca żadnej mocy decyzyjnej, a także jakiejkolwiek władzy ustawodawczej czy innej -zarabiałaby 18 tysięcy złotych brutto miesięcznie.
To dużo więcej niż zarabiają mający gros obowiązków i ogromny wpływ na życie setek tysięcy ludzi samorządowcy. Nie mówiąc już o samych sędziach Sądu Najwyższego – co by nie mówić, to na pewno mają więcej na głowie niż pierwsza dama. O tym, że wszystkie te osoby muszą zrobić coś więcej niż tylko być czyjąś żoną (przynajmniej zazwyczaj), by piastować swoje urzędy, już nawet nie warto wspominać.
Podsumujmy: pierwszej damie należy się wynagrodzenie, ale realnie dopasowane do pracy jaką musi wykonywać.