W czasie koronakryzysu rząd Nowej Zelandii obniżył sobie pensje. Polski podniósł dwukrotnie

Jacinda Ardern oraz Mateusz Morawiecki. / foto: Wikimedia
REKLAMA

Rząd Prawa i Sprawiedliwości, przy wsparciu opozycji z KO, Lewicy i PSL, przegłosowali podwyżki pensji dla parlamentarzystów i członków rządu. W czasie koronakryzysu inne rządy, jak ten Nowej Zelandii, obniżyły sobie wynagrodzenia.

Dziesiątki tysięcy bankrutujących firm, tysiące osób bez pracy oraz z obniżonymi wynagrodzeniami, największa recesja od lat – to obraz Polski w trakcie kryzysu gospodarczego wywołanego rządowym lockdownem. W tym czasie PiS do spółki z KO, Lewicą i PSL podwyższa pensje posłów i członków rządu.

Podwyżki dla posłów

Przed słynną obniżką, którą po aferze z premiami przeprowadziło PiS, parlamentarzyści zarabiali nieco ponad 10 tysięcy złotych, później już tylko 8 tysięcy. Obecna podwyżka zakłada podniesienie pensji do 12 600 tysięcy złotych. To wzrost o 58 procent.

REKLAMA

Procentowo niższą podwyżkę dostaną tylko marszałkowie Sejmu i Senatu, których pensje wzrosną o 51 procent. Będzie to jednak podwyżka z niespełna 15 tysięcy złotych do aż 22 tysięcy złotych. Dokładnie tyle samo dostanie premier, który jednak do tej pory zarabiał 11 tysięcy, a więc podwyżka w jego przypadku to równe 100 procent.

Niemal zrównane zostaną pensje ministrów i wiceministrów, a przypomnijmy że tych w rządzie PiS jest rekordowa liczba. Minister ma zarabiać 18 tysięcy złotych (podwyżka o 78 procent), a wiceminister 17 tysięcy złotych (podwyżka o 113 procent).

Ponad dwukrotna podwyżka czeka także Prezydenta RP. Do tej pory jego wynagrodzenie wynosiło ponad 12 tysięcy złotych. Obecnie będzie zarabiał najwięcej z wymienionych w ustawie osób. Jego uposażenie ma wynosić 26 tysięcy złotych.

Za ustawą głosowało 386 posłów, przeciwko tylko 33, w tym 9 z Koalicji Obywatelskiej, 7 z Lewicy i 6 z PSL-u. Ponadto Konfederacja jako jedyna partia w całości sprzeciwiła się podwyżkom pensji dla posłów.

W Nowej Zelandii obniżka

Tymczasem przykłady innych państw pokazują, że w czasie kryzysu rządzący mogą obniżyć sobie wynagrodzenia. W Nowej Zelandii jedną z pierwszych decyzji władzy po lockdownie było obniżenie pensji o 20 procent, co premier Jacinda Ardern nazwała „wyrazem solidarności”.

Nowa Zelandia zastosowała restrykcyjną politykę wobec koronawirusa, z której jednak szybko zrezygnowała. Chwilowy i konkretny lockdown pozwolił na przebrnięcie przez epidemię. Na początku sierpnia minęło 100 dni bez koronawirusa w kraju.

Za skuteczne podejście do kryzysu nikt jednak nie podwyższał sobie wynagrodzeń ani nie przyznawał premii. Już w kwietniu premier Ardern ogłosiła decyzję o obniżenie pensji członków rządu i pracowników służby cywilnej o 20 procent na pół roku.

REKLAMA