Donosił do Straży Miejskiej. Dostał 1000 złotych mandatu

Straż miejska. Foto: wikimedia
Straż miejska. Foto: wikimedia
REKLAMA

Pan Jacek ma „ciekawe” hobby. Robi zdjęcia źle zaparkowanych samochodów i wysyła fotografie do Straży Miejskiej, by ta wystawiała mandaty. Tymczasem po jednym z obywatelskich donosów Straż Miejska wystawiła mandat panu Jackowi.

Rzecz dzieje się w Trójmieście. Pan Jacek, przedsiębiorca po 60-stce, dużo jeździ samochodem po trójmiejskich ulicach. Gdy przy okazji widzi źle zaparkowane samochody, fotografuje je, a zdjęcia dokumentujące wykroczenia wysyła Straży Miejskiej. Straż w Gdyni i Gdańsku jest wdzięczna. Inaczej ma się sprawa ze Strażą Miejską w Sopocie.

W maju Pan Jacek zgłosił sopockiej Straży Miejskiej cztery źle zaparkowane samochody. Strażnicy chcieli jednak, by mężczyzna stawił się w siedzibie SM w Sopocie, celem wyjaśnienia okoliczności zdarzenia.

REKLAMA

Termin wyznaczono na 24 czerwca. Pan Jacek przyjechać jednak nie chciał. Na co dzień mieszka w Kosakowie, czyli ma ok. 30 km do Sopotu. Poza tym, powoływał się na koronawirusa i wolał sprawę załatwić zdalnie.

Straż się jednak nie zgodziła, argumentując, że działa w zwiększonym rygorze sanitarnym, ale stacjonarnie. I pan Jacek, podobnie jak inni, ma się stawić osobiście. Pan Jacek tego nie zrobił. Dostał karę w wysokości 1000 złotych.

Pan Jacek jest oburzony i wskazuje, że fotografie źle zaparkowanych samochodów wysyła do innych Straży Miejskich, a te nie oczekują, by stawiał się na miejscu i coś tam wyjaśniał.

Komendant sopockiej Straży Miejskiej Tomasz Dusza tłumaczy, dlaczego tak jest. – Organ prowadzący czynności wyjaśniające ma prawo wezwać w charakterze świadka osobę, która przysłała zdjęcie lub film w celu wyjaśnienia wszelkich aspektów ujawnionego wykroczenia, na przykład czy są inni świadkowie, doprecyzowanie dnia czy godziny zdarzenia. Z treści zawiadomienia Pana Jacka nie wynikało nawet, czy to on był naocznym świadkiem wykroczeń, czy nagranie otrzymał od osób trzecich – mówi portalowi wp.pl.

Dodaje, że wzywanie na świadków osób, które doniosły o wykroczeniach drogowych, to standard w przypadku Straży Miejskiej w Sopocie.

Przepychanki

Pan Jacek od kary się odwołał, ale do Straży Miejskiej, która nie może być sędzią we własnej sprawie. Sprawą powinien zająć się sąd.

Mężczyzna wskazuje, że na piśmie miał informację, że odwołać się może do „organu nadrzędnego”. Nie wie jednak, jaki to organ. Dlatego napisał do Straży Miejskiej. Straż Miejska z kolei przekonuje, że pan Jacek doskonale zna procedury, ponieważ „nie jest to pierwsza sprawa z jego udziałem”.

Straż Miejska nie może decydować za mnie czy znam procedury, czy ich nie znam. To nie jej rola. Powinna precyzyjnie informować o procedurach, nie zostawiając pola do domysłu – broni się pan Jacek.

Za niestawienie się w charakterze świadka, pan Jacek mógł dostać karę w kwocie od 50 do 1000 złotych. Straż Miejska wybrała najwyższy wymiar kary. Dlaczego? Pan Jacek twierdzi, że to przez zemstę.

Strażnikom jest bardzo dobrze znany. Kiedyś zażądał zwrotu kosztów dojazdu, ale straż uznała, że się nie należy. Pan Jacek poszedł więc do sądu i sprawę wygrał. Przy innej sprawie również wykłócał się o koszty dojazdu.

Pan Jacek próbował także wycofać swój własny donos. Na to nie zgodził się komendant. Skoro sprawie nadał bieg, to musi ona toczyć się dalej.

REKLAMA