Jakub Błaszczykowski odizolowany, bo zrobił sobie zdjęcie z kibicem

Kuba Błaszczykowski. Foto: PAP
Kuba Błaszczykowski. Foto: PAP
REKLAMA

W poniedziałkowy wieczór rozegrano ostatni mecz 1. kolejki Ekstraklasy pomiędzy Jagiellonią Białystok a Wisłą Kraków (1:1). Po jego zakończeniu Jakub Błaszczykowski zrobił sobie zdjęcie z mężczyzną i jego dziećmi na murawie stadionu. Został odizolowany od drużyny, do Krakowa wrócił samotnie i będzie musiał przejść test na koronawirusa.

Oto, do jakich absurdów doszliśmy. Stworzono procedury nieżyciowe, których wiadomo, że przestrzegać się nie da. Zakładają one bowiem, że piłkarze będą przez cały sezon żyli w odosobnieniu, spotykali się tylko w gronie drużyny oraz rodzinnym.

Jeszcze gdyby ów kibic był obłożnie chory, to można byłoby zrozumieć takie działania. Tymczasem dorosły zdrowy człowiek wszedł na murawę z dziećmi i poprosił o wspólne zdjęcie piłkarza, który dla wielu jest wzorem do naśladowania. Tego w dobie koronawirusa robić nie wolno.

REKLAMA

Drużyna Wisły wróciła więc do Krakowa, a Błaszczykowski wracał sam, bo jeszcze by „zarażał”. Nie wiadomo do końca, w jaki sposób wrócił – pociągiem, autokarem, samochodem czy piechotą. Jeśli którymś z pierwszych dwóch wymienionych środków transportu, to przecież teoretycznie także mógłby „zarazić” postronnych pasażerów. Ale tego nie będą już widzieć kamery, więc oburzenia nie będzie.

Klub z Białegostoku wydał specjalne oświadczenie. Jagiellonia pisze o tym, że po ostatnim gwizdku sędziego doszło do incydentu, który „nie miał prawa się wydarzyć” i naruszone zostały przepisy Ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. Mówią one o przebywaniu nieuprawnionej do tego osoby w miejscu nieprzeznaczonym dla publiczności, co podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny w wysokości nie niższej, niż 2 tys. zł.

Nasz kapitan nie wraca do Krakowa autokarem z całym zespołem. Po tym, co zaszło na murawie, musieliśmy odizolować Kubę, który po powrocie przejdzie testy na obecność koronawirusa – poinformowała z kolei rzeczniczka Wisły Kraków Karolina Biedrzycka.

Całe wydarzenie odbiło się co najwyżej śmiechem w środowisku piłkarskim. Do śmiechu jednak tylko pozornie, bo w końcu ktoś takie rozporządzenia ustalił, a kluby, dla świętego spokoju, wytycznych co najmniej próbują się trzymać. Zamiast jednak grać na alibi i legitymizować absurdy, należałoby wreszcie ustalić konkretne, logiczne, zdroworozsądkowe zasady.

REKLAMA