
Po wpadce agentów wywiadu, którzy pracowali dla komunistycznych Chin i złapaniu agentów szykujących się do zabójstwa psychoterapeutki, francuskie służby mają kolejny problem. Chodzi o przekazywanie setek dossier tzw. osób zradykalizowanych z kartoteki „S” do… Maroka.
Nie chodziło tu o współpracę wywiadów, ale o rodzaj prywatnej inicjatywy. Na lotnisku Orly zatrzymano francuskiego kapitana Straży Granicznej, który przekazywał pakiety kolejnych akt szpiegowi z Maroka. Teraz zaczyna się proces szpiegów.
Kapitan Straży Granicznej z Orly trafił do aresztu dwa lata temu. Policja zatrzymała też jego żonę, a poszukuje do tej pory marokańskiego agenta. Jego adres w Alzacji okazał się fikcyjny. Przed sąd trafił też zamieszany w aferę szef prywatnej firmy ochroniarskiej.
Oficer Straży miał pozwolenie na dostęp do ważnych informacji i tajemnic państwa. Sprawa komplikuje relacje Francji i Maroka. Śledztwo wdrożono po anonimowych donosach jeszcze w lipcu 2016 roku. Dochodzenie ujawniło, że nielegalne przekazywano setki plików z kartoteki „S” marokańskim tajnym służbom. Źródłem przecieku byli funkcjonariusze policji granicznej (PAF) z lotniska Orly.
Niewinne informacje w ramach współpracy?
Bohaterem tej historii jest niejaki kapitan Charles D. Szef jednostki informacyjnej PAF-Orly. PAF m.in. sprawdza pasażerów lotniska. Stąd dostęp do akt osób potencjalnie niebezpiecznych. W sprawę zdrady funkcjonariusza jest zamieszana także jego żona o imieniu Kimfuta. Rodzina była w trudnej sytuacji finansowej i groziło im nawet trafienie na listę dłużników.
Pomocną dłoń wyciągnął niejaki Driss A., szefem lokalnego oddziału firmy ochroniarskiej pracującej na Orly Ouest. Pochodzący z Maroka Driss A. czuł się bardziej lojalny wobec Rabatu. Według śledztwa kontrwywiadu, pchnął Charlesa D. w szpony tajnych służb królestwa Maroka Shereefian. Jego oficerem kontaktowym był agent o kryptonimie M118. Był nim niejaki Mohamed B.
Współpraca polegała na przekazywaniu „arkuszy informacji poufnych” dotyczące osób przejeżdżających tranzytem przez Orly do Maroka. Charles D. zaopatrzył też dwóch nowych przyjaciół – Drissa i Mohameda w „zielone identyfikatory”, które pozwalają pasażerom Orly unikać kontroli.
Inspektorzy IGPN (Inspekcja Generalna Policji) znaleźli w biurze Drissa na Orly wiele dokumentów ochrony lotniska. Były to m.in. notatki dotyczące przyjazdu do Francji ministrów z państwa trzeciego, czyli Algierii.
Charles D. próbował się bronić tezą, że działał „w interesie Francji”. Twierdził, że w zamian za jego „usługi Marokańczycy przekazywali mu inne ważne informacje”. Nigdy jednak o swojej „operatywności” nie poinformował hierarchii.
Luksusowe wczasy w Maroku i Angoli
Okazało się także, że w zamian za dostarczenie kart z dossier „S” Charles D. wraz z żoną trzykrotnie przebywali w Maroku. Były to luksusowe wakacje z opłaconymi wszystkimi wydatkami. Na wakacjach w Casablance towarzyszył im Driss A. Tam też pojawił się Mohamed B., alias agent M118.
Podsłuch ujawnił, że Charles i Driss dzwonili do siebie 694 razy. Pojawił się też wątek narkotyków. Żona Charlesa D. kradła je w aptece szpitala Draveil (Essonne), w którym była pomocniczką pielęgniarki. Przekazywała je Drissowi, a ten wysyłał je do Maroka za pośrednictwem firmy Royal Air Maroc. Jednak była to tylko uboczna działalność, która miała maskować w razie wpadki akty szpiegostwa.
Charles D. i jego żona korzystali również z biletów lotniczych do Angoli opłaconych przez Marokańczyków, a także z licznych wpłat na ich konta. Było to co najmniej 17 000 euro. Przed sądem Charles D. tłumaczy się, że został zmanipulowany. Sąd ma jednak np. dowody w postaci podsłuchów jego rozmów z żoną, gdzie przyznaje, że „przekazywane przez niego informacje są warte miliony”.
Media spekulują jednak, że „współpraca” z marokańskim wywiadem mogła być szersza, a kapitan Straży Granicznej stał się tylko kozłem ofiarnym całej afery. Jego szef Jacques Guyomarc’h w rzeczywistości sam miał kontakty z agentem Mohamedem B. Przesłuchany jako zwykły świadek przez sędziego śledczego, komisarz najpierw wyparł się takich spotkań, a później tłumaczył niepamięcią i mało ważną wymianą „banałów”.
Driss A., który zorganizował to spotkanie, twierdzi jednak, że dyrektor PAF Orly i marokański agent poruszyli tematy związane z wywiadem i terroryzmem. Dodaje też, że zgodnie z tym, co powiedział mu Charles D., jego przełożeni doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że przekazuje „dossier S” Marokańczykom. Całej prawdy zapewne jednak nie poznamy.
Orly : un policier français aurait transmis des centaines de fiches S au Maroc https://t.co/bvbQkl5HHU via @Valeurs
— Dominique Breuil (@dom2419) August 24, 2020
Źródło: Le Parisien