Przez obostrzenia nikt nie pomógł pacjentowi z nowotworem. „Tylko teleporady, nikt nie chciał słyszeć o wizycie twarzą w twarz”

Szpital, SOR. koronawirus
Szpitalny Oddział Ratunkowy - zdjęcie ilustracyjne. / foto: PAP
REKLAMA

Związane z koronawirusem obostrzenia w służbie zdrowia rzutują na pacjentów borykających się z poważnymi chorobami. Jeden z bohaterów „Interwencji” Polsatu od lutego do maja był pozbawiony możliwości wizyty lekarskiej. Mężczyzna cierpi na raka jamy ustnej.

46-letni Ireneusz Szlachetka z Lipna w woj. kujawsko-pomorskim zmaga się z nowotworem jamy ustnej. Diagnozę usłyszał dwa lata temu. Po rozpoczęciu leczenia wydawało się, że walka jest wygrana. Nastąpił jednak nawrót.

Niemal połowę twarzy pana Ireneusza zajmuje niegojąca się rana. Mężczyzna stracił także zęby. Mimo powiększającej się rany, od połowy lutego do maja pacjent mógł liczyć tylko na teleporady.

REKLAMA

Od lutego do początku maja były tylko teleporady, nikt nie chciał słyszeć o wizycie twarzą w twarz. Najprawdopodobniej bezpowrotnie straciłem czas – mówił Ireneusz Szlachetka.

Dostaliśmy odpowiedź od konsylium, że nie podejmą się leczenia, bo rana nie nadaje się do operacji. Pojechaliśmy na kontrolę do onkologa do Włocławka, przyjął nas olewająco, nie dał skierowania nigdzie. Nikt nie chciał zobaczyć rany, jak ona wygląda. To jest dla mnie dziwne, bo robi się różne operacje. On musi mieć chemię podaną na już, a chemii centrum onkologii nie poda, bo jest dziura – relacjonowała partnerka chorego, Aneta Kozakiewicz. Jak dodała, cztery szpitale w Lipnie i dwóch lekarzy odmówiło pomocy. Żaden z medyków nie spojrzał nawet na ranę.

Przysięga Hipokratesa do czegoś zobowiązuje, biały kitel również, a to jest tylko: następny, następny, następny – skwitował 46-latek.

Mężczyzna cierpi na silne bóle twarzy. Nie pomagają już nawet przeciwbólowe leki na morfinie. Pan Ireneusz ma jednak nadzieję, że znajdzie się lekarz, który zajmie się jego przypadkiem. Mimo choroby chce bowiem wrócić do pracy. Na utrzymaniu ma dwójkę małych dzieci. Obecnie rodzina żyje wyłącznie z zasiłków. Partnerka pana Ireneusza zrezygnowała z pracy. Jak mówiła, nie może zostawić dzieci z chorym ojcem, który ma ataki potwornego bólu.

Zależy mi na tym, aby dwa moje małe smoki najdłużej mnie pamiętały – mówił mężczyzna.

On cierpi, cierpię ja, bo nie umiem mu pomóc. To boli najbardziej, bo człowiek chciałby pomóc, kocham go nad życie, nie wyobrażam sobie życia bez niego – przyznała partnerka 46-latka.

Źródło: interwencja.polsatnews.pl

REKLAMA