
Eksperci twierdzą, że nawet 90 procent osób przebadanych na obecność COVID-19 w Massachusetts, Nowym Jorku i Nevadzie otrzymały fałszywie pozytywny wynik. W ich organizmie znajdowały się jedynie śladowa, niegroźna ilość wirusa.
Eksperci twierdzą, że testy PCR – najczęściej stosowane testy diagnostyczne na COVID-19 w USA – są zbyt czułe i należy je dostosować, aby wykluczyć osoby, które mają nieznaczne ilości wirusa w swoich systemach, ponieważ nie są one zaraźliwe.
Obecnie test PCR, który daje odpowiedź „tak” lub „nie”, wskazuje jedynie czy pacjent ma w swym organizmie koronawirusa czy nie, jednak nie wskazuje na to, czy te ilości są „ponad stan” i czy pacjent może dalej zarażać. A więc też czy konieczna jest kwarantanna.
Eksperci są zgodni, że testy PCR są zbyt czułe i wykrywają ilości wirusa, które nie są groźne ani dla badanego człowieka ani dla jego otoczenia. Obecnie w USA oficjalnie jest 5,9 miliona przypadków COVID-19 i ponad 182 000 zgonów.
W niedzielę 30 sierpnia w USA zanotowano ok. 34 tysiące nowych przypadków zakażeń. Oznacza to, iż gdyby wskaźniki Massachusetts i Nowego Jorku były reprezentatywne dla całego kraju (a używa się wszędzie tych samych testów – red.), to faktycznie zakażonych byłoby zaledwie 3400 osób.
Naukowcy twierdzą, że rozwiązaniem jest jeszcze szersze zastosowanie szybkich testów, aby wyodrębnić osoby, u których prawdopodobieństwo roznoszenia wirusa jest największe.
Źródło: Daily Mail