Wojna „Gazety Polskiej” ze Zbigniewem Bońkiem. Piotr Nisztor ma zakaz publikacji o prezesie PZPN

Prezes PZPN, Zbigniew Boniek.
Prezes PZPN, Zbigniew Boniek. (Fot. PAP)
REKLAMA

Warszawski sąd zdecydował, że pracownik „Gazety Polskiej” Piotr Nisztor nie może przez rok pisać o prezesie Polskiego Związku Piłki Nożnej, Zbigniewie Bońku.

Decyzja sądu zbiegła się w czasie z publikacją w „Gazecie Polskiej” artykułu pt. „Kapitan SB trzęsie polską piłką”. Dotyczy Andrzeja Placzyńskiego, prezesa firmy Lagardere Sports Poland (LSP), wcześniej działającej pod nazwą SportFive.

„Gazeta Polska” opisała historię, która w środowisku piłkarskim znana jest od kilkunastu lat. Placzyński ma ciemną kartę w życiorysie i w latach 1980–1990 był pracownikiem Departamentu I MSW (wywiadu PRL), z czego ostatnie trzy lata służby spędził jako funkcjonariusz pod przykryciem w Wiedniu. „GP” pokazała dokumenty, które szczegółowo opisują działalność wywiadowczą Placzyńskiego.

REKLAMA

Placzyński współpracował z PZPN-em od wielu lat. W 2010 roku związek podpisał z jego firmą skandaliczną umowę, która zapewniała SportFive prawa do sprzedawania meczów piłkarskiej reprezentacji Polski na 10 lat. Nikt o zdrowych zmysłach tak długich umów nie podpisuje, mając na względzie fakt, że przykładowo za 2-3 lata wartość praw może zdecydowanie zdrożeć.

Boniek nie uczestniczył w negocjacjach tego kontraktu. Prezesem PZPN został w 2012 roku. W 2017 roku przedłużył jednak z Placzyńskim inną umowę – na pozyskiwanie sponsorów dla polskiej reprezentacji. Nisztor i „Gazeta Polska” zarzucają teraz Bońkowi, że robi biznesy z byłym agentem wywiadu PRL.

Nisztor już wcześniej poruszał ten temat. Pod koniec lipca pojawił się artykuł pt. „Boniek i interesy z esbekiem rozpracowującym Jana Pawła II”. To właśnie wtedy Boniek stwierdził, że skieruje sprawę do sądu.

Polityczne zlecenie na Bońka?

Zażyła relacja PZPN-u z Placzyńskim to jedno, ale nietrudno odnieść wrażenie, że red. Nisztor, który wcześniej sprawami polskiej piłki się nie interesował, nagle zaczął zajmować się wyłącznie Bońkiem. Wiele insynuacji było wyssanych z palca. Artykuły oraz nagrania na YouTube nie odnosiły się stricte do pracy Bońka jako sternika polskiej piłki, ale przede wszystkim do „grzebania” w jego przeszłości. Nietrudno było odnieść wrażenie, że poszło zlecenie na Bońka, który w trakcie kampanii prezydenckiej uaktywnił się na polu politycznym i opowiedział się po stronie Rafała Trzaskowskiego.

Zauważa to dziennikarz sportowy Marek Wawrzynowski, który od lat punktuje Bońka ws. systemu szkolenia młodzieży w Polsce czy wydawania licencji trenerskich. W środowisku piłkarskim uważany jest za jednego z największych przeciwników Bońka. Nawet Wawrzynowski wskazuje, że zarzuty ze strony Nisztora i „Gazety Polskiej” są wzięte z sufitu.

„Mam mieszane uczucia w sprawie Nisztor vs Boniek. Z jednej strony każda forma cenzury powinna być potępiona, wolność słowa to fundament demokracji. Z drugiej wygląda to za zlecenie partyjne, wiąże się Bońka z inwigilacją Jana Pawła II, padają naprawdę brudne i chore insynuacje” – skomentował Wawrzynowski.

Zakaz publikacji a wolność słowa

Według Sakiewicza (redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”), postanowienie sądu o zakazie pisania przez Nisztora o Bońku „nie ma precedensu w polskiej prasie”. „Zdarzały się przypadki cenzury, ale tak rozległej i tak agresywnej, skierowanej przeciwko dziennikarzom (…) nie znam” – mówił.

Wytłumaczył, że sędzia Wagner w postanowieniu wymienił bardzo wiele przykładów, jak i kiedy Nisztor nie może pisać o Zbigniewie Bońku. „Gdyby serio potraktować te przykłady, to po prostu nie można o nim pisać wcale” – mówił Sakiewicz. Za każde użycie informacji o Bońku Nisztor ma dostać 5 tysięcy złotych kary.

Według Nisztora sąd mógł „zastosować łagodniejsze rozwiązanie, polegające choćby na opatrzeniu tekstów stosownymi oświadczeniami o trwającym sporze sądowym, co byłoby dla czytelnika dostatecznym sygnałem, że informacje lub oceny zawarte w prezentowanej treści są kwestionowane”. Nisztor zwrócił uwagę, że środki ochrony dóbr osobistych powinno się wprowadzać w wyniku procesu sądowego, a nie wyłącznie na bazie stanowiska jednej strony procesu. Zakaz publikacji określonych informacji ocenił natomiast jako „formę cenzury prewencyjnej”.

Nisztor musiał usunąć swoje wpisy w mediach społecznościowych o Bońku oraz filmy z YouTube. Zapowiedział odwołanie od tej decyzji sądu. „Mam nadzieję, że ostatecznie wygrają zasady demokracji. I obowiązek dziennikarski, jaki na mnie ciąży, nie zostanie w żaden sposób ograniczony” – zaznaczył w oświadczeniu.

REKLAMA