
Sekretarz generalny Sojuszu Północnoatlantyckiego Jens Stoltenberg poinformował w czwartek 3 września, że Grecja i Turcja podejmą w ramach NATO rozmowy w sprawie zmniejszenia ryzyka incydentów zbrojnych we wschodniej części Morza Śródziemnego.
Manewry przeprowadza tutaj marynarka Turcji z jednej strony, a kontyngent morski grecko-francusko-włosko-cypryjski z drugiej. W czasie manewrów dochodziło do prowokacji i incydentów. Wszystkie te państwa są jednak członkami jednego paktu wojskowego.
W tle jest spór o zasoby gazu ziemnego pod dnem Morza Śródziemnego. Ateny oskarżają przy tym Ankarę o łamanie prawa międzynarodowego poprzez dokonywanie próbnych wierceń w pobliżu greckich wysp. Turcja odpiera te zarzuty twierdząc, że wiercenia w celu potwierdzenia użyteczności złóż odbywają się na jej własnej części szelfu kontynentalnego.
Na akwenie doszło nawet do zderzenia greckiego okrętu wojennego z tureckim. Odpowiedzialnością za tę kolizję Turcja obciążyła Grecję. Mediacji podejmował się wcześniej Berlin, Szwajcaria, a teraz NATO.
Misja jest trudna. W piątek 4 września grecki premier Kyriakos Mitsotakis oświadczył, że najpierw „Turcja musi powstrzymać swoje groźby pod adresem Grecji, aby negocjacje mogły się zacząć”. Wypowiedź ta padła podczas jego wizyty w Atenach wysokiego funkcjonariusza… Komunistycznej Partii Chin.
Z kolei turecki MSZ Mevlut Cavusoglu oświadczył co prawda, że „Turcja jest otwarta na dialog z Grecją ws. sporu o wschodnie wody Morza Śródziemnego”, ale dodał, że „Grecja próbuje prowokować Turcję” i ostrzegł, że „Ateny wyjdą z konfrontacji z Ankarą przegrane”.
Cavusoglu oznajmił także, że Francja powinna powstrzymać się od kroków eskalujących napięcia we wschodniej części Morza Śródziemnego. Francuzi na potrzeby ćwiczeń wysłali dwa myśliwce Rafale i fregatę Lafayette, a Paryż jednoznacznie wspiera Ateny.
Źródło: PAP/ AFP