Koronakryzys. Zamknięto jeden z największych domów publicznych na świecie

kobieta, prostytutka Źródło: Pixabay, PAP, collage
REKLAMA

Pandemia koronawirusa rzuciła branżę uciech cielesnych na kolana. Upadła nawet „Pascha”, czyli jeden z największych domów publicznych na świecie.

„Pascha” była 12-piętrowy burdelem mieszczącym się w Kolonii, w Niemczech. Właściciele wiedzieli już od jakiegoś czasu, że biznes długo nie pociągnie. Teraz ostatecznie wyczerpali zasoby gotówki i ogłosili upadłość.

Koronawirus zdławił im biznes. Nie mogą tego przełknąć i winią władze

12-piętrowy niebieski wieżowiec pełnił swoją niemoralną funkcję od 1972 roku. Na gości czekało 126 pokoi, w których mogli skorzystać z usług prostytutek.

REKLAMA

Po zamknięciu tego centrum rozpusty pracę straciły jednak nie tylko „pracownice”, lecz jeszcze 60 pracownik obsługi.

Poza usługami cielesnymi, w wieżowcu można było skorzystać m.in. z restauracji, salonu piękności, kawiarni etc.

Otwarta 24/h „Pascha” obsługiwała ok 1000 klientów dziennie. Dziewczyny nieustannie miały pełne ręce roboty, aż przyszedł koronakryzys i wszystko zmienił.

Armin Lobscheid, właściciel przybytku, twierdzi, że za upadek (finansowy) odpowiedzialne są władze Niemiec, które najpierw zamknęły agencje towarzyskie na okres przejściowy, a teraz aktualizują obostrzenia co 14 dni, co uniemożliwia planowanie ruchów strategicznych.

Dziewczyny przyjęły to na klatę i jakoś sobie radzą

Lobscheid twierdzi, że państwowe obostrzenia doprowadziły do upadku jedynie legalne biznes. Dziewczyny, które dotąd trudniły się nierządem w zarejestrowanych firmach, teraz wracają na ulicę.

Z jednej strony wypinając się na rządowe obostrzenia nie muszą sobie odejmować od ust, a w dodatku odchodzi im obowiązek podatkowy. Właściciel „Paschy” zauważa jednak, że teraz prostytutki są zdane na łaskę lub niełaskę ulicy, bo nie chroni ich żaden przedsiębiorca.

Nie wiadomo, czy rząd Niemiec zamierza się jakoś pochylić nad problemem tej specyficznej branży.

Źródło: Dailymail.co.uk, „Express”

REKLAMA