„Teleporady mogą być śmiertelnie niebezpieczne”. Pacjenci bez pomocy w ciężkim stanie trafiają na SOR

Szpital, SOR. koronawirus
Szpitalny Oddział Ratunkowy - zdjęcie ilustracyjne. / foto: PAP
REKLAMA

W związku z mniemaną pandemią koronawirusa wielu lekarzy nie chce przyjmować pacjentów. Umówienie się na wizytę graniczy z niemożliwością, a przez to pacjenci zgłaszają się w znacznie gorszym stanie na SOR.

Mniemana pandemia koronawirusa spowodowała, że znaczna część wizyt lekarskich nie odbywa się. Zamiast tego zastępują je teleporady, które w wielu przypadkach nie są skuteczne. Na SOR trafia znacznie więcej pacjentów, którzy właśnie z takiej nieskutecznej porady skorzystali.

SOR pod naporem pacjentów

W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Alina Łukasik, ordynator SOR-u w Szpitalu Wojewódzkim w Poznaniu mówi o tym, iż na oddział trafia dziennie kilkanaście osób więcej w ciężkim stanie. To efekt braku pomocy i jedynie teleporad udzielanych przez lekarzy.

REKLAMA

Łukasik tłumaczy, że teleporady zazwyczaj sprowadzają się do leczenie objawowego. Brak wnikliwego zbadania pacjenta powoduje, że możliwe jest przepisanie jedynie leków „w ciemno”, często przeciwbólowych. Skutkiem tego na SOR trafia więcej pacjentów w stanie ciężkim.

Po tym jak przykładowe leki przeciwbólowe pomogą im tymczasowo, choroba daje o sobie znać ze znacznie większą siłą i wówczas zgłaszają się oni na oddział ratunkowy.

Odnotowuje się też większą liczbę chorych trafiających do szpitala w zaawansowanych stadiach chorób nowotworowych. Zdarza się, że takim pacjentom można zaproponować już tylko leczenie paliatywne. Takich chorych jest nawet kilkunastu w ciągu miesiąca – wskazuje dr Łukasik.

Teleporada śmiertelnie niebezpieczna

Z kolei w rozmowie z radio ESKA prof. Aleksander Sieroń, specjalista Internista z Katowic, mówi o tym, iż teleporada może okazać się śmiertelnie niebezpieczna. Podkreśla on, że tylko bezpośredni kontakt z pacjentem pozwala na wnikliwe badanie i postawienie odpowiedniej diagnozy.

W związku z tym lekarze rodzinni stają dziś przed niebezpiecznym wyzwaniem – mówi prof. Sieroń. Jak tłumaczy nieudzielenie odpowiedniej pomocy w szybkim czasie może, nawet w przypadku błahych objawów prowadzić do zgonu. Opisuje to na dobitnym przykładzie.

Zajmujemy się tym, żeby telefonicznie pan do mnie zadzwonił i powiedział „Panie profesorze, jak ja się źle czuję”. Ja wtedy powiem „niech pan to opisze, co panu jest?”. I pan wtedy mi powie, że coś pana kłuje w klatce piersiowej. Co ja mogę zrobić? Powiem: „Wie pan co, proszę za 3 albo 4 dni zgłosić się do mnie czy to panu przeszło”. A może pan wtedy ma zawał? W takim wypadku ten ból może przejść co najwyżej w martwicę serca jeśli pan przeżyje – tłumaczy lekarz.

To nie usługa medyczna

Co ciekawe teleporady za usługę medyczną nie uznała Polska skarbówka. Orzeczenie z 2016 roku przytoczył na początku września ekonomista, polityk Konfederacji, Sławomir Mentzen. Zgodnie z nim: skarbówka twierdziła, że teleporada nie jest usługą medyczną, więc nie może korzystać ze zwolnienia z VAT.

Nie można bowiem świadczyć usług w zakresie opieki medycznej, bez wnikliwego zbadania danej osoby, jej obserwacji oraz opieki nad nią w procesie działań medycznych, a to podstawowe warunki definiujące te usługi – twierdziła skarbówka.

(…) należy wskazać, że usługi konsultacji dietetycznych w przedmiocie udzielenia porad przez Internet (za pośrednictwem Skype) na podstawie wywiadu dietetycznego, w świetle cytowanych przepisów prawa, nie stanowią – w ocenie tut. organu – usług w zakresie opieki medycznej, służących profilaktyce, zachowaniu, ratowaniu, przywracaniu i poprawie zdrowia – podkreślono.

Co widać i czego nie widać

Obostrzenia pandemii być może pomogły uniknąć większej liczby zgonów z powodu koronawirusa, jednak wprowadzone także w służbie zdrowia z pewnością przyczyniły się do zgonów na mniej popularne w tym sezonie choroby, o których dopiero dziś, po kilku miesiącach zaczyna mówić się głośno.

W obawie przed wirusem o śmiertelności poniżej 0,5 procenta zamknięto placówki medyczne i pomocy nie mogą uzyskać nawet osoby z chorobami nowotworowymi. Liczba zgonów z powodu koronawirusa to nieco ponad 2 tysiące osób w czasie pół roku. Tyle samo umiera z powodu nowotworów w ciągu tygodnia.

I jak w słynnym pamflecie Bastiata „Co widać i czego nie widać”, widzimy zgony na koronawirusa codziennie pokazywane wielką czcionką w telewizji liczby osób, które zmarły z zakażone COVID-19. Tym czego nie widać są osoby, które zmarły, bo w związku z obostrzeniami nie otrzymały odpowiedniej pomocy na czas.

REKLAMA