Koronawirus jest zjawiskiem niezwykle dynamicznym. Tak wynika z wypowiedzi polityków, którzy zmieniają zdanie w wielu związanych z nim kwestiach, w zależności od potrzeb bieżących. Teraz mądrość etapu najwyraźniej nakazała premierowi Mateuszowi Morawieckiemu ogłosić, że epidemia jednak nie została odwołana.
– Epidemia nadal jest i jest ona groźna. Nośmy maseczki i dmuchajmy na zimne – powiedział wczoraj podczas sesji Q&A premier Mateusz Morawiecki. Była to reakcja na pytanie jednego z internautów, o to „kiedy skończy się cyrk z maseczkami”.
Szef polskiego rządu przyznał, że noszenie ich jest uciążliwe, ale „wirusolodzy mówią, że pomaga”.
– To jest kłopotliwe, ale tam gdzie możemy, tam gdzie nie ma dystansu (…) tam starajmy się je nosić. Oczywiście to nie jest idealny sposób, który nas zabezpiecza w 100 proc., ale wirusolodzy mówią, że to pomaga, więc skoro pomaga to starajmy się je nosić – przekonywał Morawiecki.
Premier był także oburzony, że internauta określił maseczkową szopkę mianem „cyrku”.
– Nie nazywajmy tego też cyrkiem, jeśli są (maseczki – red.) polecane przez ekspertów, to przez sam fakt, że są uciążliwe, nie wyciągajmy wniosku że są niepotrzebne, czy że są czymś śmiesznym. Bo tak rozumiem słowo cyrk – podkreślał.
– Jednak epidemia jest i ona jest groźna. Popatrzmy co dzisiaj dzieje się znowu w Hiszpanii i Francji – straszył Morawiecki, przytaczając statystyki.
Padło także pytanie o wprowadzenie kolejnych koronaobostrzeń.
– Musimy znaleźć złoty środek, najlepsze rozwiązania, które w najmniej uciążliwy sposób będą obciążały społeczeństwo, ale jednocześnie będą najbardziej pomagały przy prewencji wobec koronawirusa – stwierdził.
– Musimy dać społeczeństwu i gospodarce oddychać, funkcjonować, działać, pracować. Nie chcę, żebyśmy wracali do lockdownu, chciałbym tego uniknąć, a jeżeli będziemy wprowadzać obostrzenia, to w niewielkim rozmiarze, po to żeby służba zdrowia mogła normalnie pracować, a gospodarka, żeby wróciła na normalne tryby. Ta kombinacja priorytetów wyznacza kierunek naszych działań – zapewniał.
Jeszcze w lipcu, tuż przed wyborami, premier Mateusz Morawiecki, podążając za mądrością ówczesnego etapu, odwoływał epidemię.
– Cieszę się, że coraz mniej obawiamy się tego wirusa, tej epidemii i to jest dobre podejście, bo on jest w odwrocie. Już teraz nie trzeba się go bać. Trzeba pójść na wybory tłumnie 12 lipca – zachęcał.
Maseczka symbolem pandemii
W przypływie szczerości farsę z maseczkami obnażył natomiast Główny Inspektor Sanitarny. Jarosław Pinkas na antenie Radia ZET stwierdził ostatnio, że bawełniana maseczka jest głównie… symbolem pandemii.
– To jest taka maseczka, która powoduje, że myślę, że muszę zachować dystans, nie dotykać twarzy. Ta maseczka oczywiście także w jakiejś mierze – no nie w pełni oczywiście – zatrzymuje patogeny. Ale ta maseczka świadczy o tym, że jest pandemia. Im więcej ludzi nosi maseczkę, tym się bardziej racjonalnie zachowują i pamiętają o tym, że jesteśmy w bardzo trudnym czasie. Naszym obowiązkiem obywatelskim jest nosić maseczkę wszędzie tam, gdzie jest to zalecane – skwitował.
Glowny Inspektor Sanitarny w @Gosc_RadiaZET wyciagajac bawelniana maseczke z kieszeni tlumaczy ze noszenie jej moze i nie w pelni zatrzymuje patogeny ale trzeba ja nosic zeby nie zapominac ze jest pandemia #koronawirus 😅
Smiech na sali- inaczej nie mozna tego skomentowac#zajob pic.twitter.com/9edpMnq0zC— Marcin 🇵🇱 (@marcin_1897_) September 5, 2020
Źródła: Facebook/nczas.com/Twitter/Radio ZET