
Sobota 12 września miała być dniem wielkiego powrotu i mobilizacji we Francji ruchu „żółtych kamizelek”. Zdaje się jednak, że rząd wpadł na nowy pomysł zduszenia nowych protestów już w zarodku.
Pretekstem jest koronawirus. W Tuluzie, która była jednym z centrów potestu „żółtych kamizelek”, wprowadzono zakaz demonstracji. Zarządzenie takie wydał prefekt departamentu Haute-Garonne, który zakazał demonstracji „żółtych kamizelek” „ze względu na przepisy sanitarne” i „ryzyko rozprzestrzeniania się” w Tuluzie Covid-19.
Sytuacja jest dość dziwna, bo od wakacji wiele manifestacji odbywało się we Francji bez większych przeszkód. Zalegalizowano np. protesty „antyrasistów”. Prefekt Étienne Guyot powołuje się jednak na to, że jego departament znajduje się „na wysokim poziomie” zachorowalności.
Dodano jednak wprost, że „niezgłoszone demonstracje ruchu żółtych kamizelek w latach 2018 i 2019 roku „dały początek” poważnym zakłóceniom życia społecznego w Tuluzie. Prefektura przypomina, że nie zastosowanie się do zakazu demonstracji grozi grzywną w wysokości 135 euro.
Tuluza jest tylko jednym z wielu miast, w których postanowiono reaktywować protesty ruchu „Żółtych kamizelek” w sobotę 12 września. Ograniczenia manifestowania wprowadzono tak ze w Paryżu. Marsze zapowiadane są w dużych miastach, takich jak Marsylia, Bordeaux, Lyon, Nantes, Nicea, Lille, Brest.
Le 12 septembre, on ne décline pas notre identité. Dans le pire des cas, vous passerez 4 heures maximum au commissariat. Mais auront-ils suffisamment de place pour tous nous accueillir ?#DesobeissanceCivile #12septembre pic.twitter.com/Vv3ikAINhO
— Opérations Spéciales GJ (@OSGiletsJaunes) September 7, 2020
Źródło: AFP/ Le Figaro