
Aktorska adaptacja filmu „Mulan” miała przywrócić życie do kin. Zamiast tego Disney ma rekordowo niskie zyski i skandale związane z produkcją.
„Mulan” to aktorska wersja kultowej animacji z 1998 roku. Disney sięgając po chińską legendę chciał nie tylko zarobić na sentymencie starszych, ale i otworzyć się na nowe rynki.
Pandemia koronawirusa opóźniła premierę filmu. Ta została przesunięta z pierwszej połowy roku na wrzesień.
Gdy ostatecznie obraz trafił do kin, zanotował rekordowo złe wyniki. W całych Chinach – pod które była robiona produkcja – film w dniu premiery zarobił ok. 8 mln dolarów.
Jeszcze tragiczniejsze są wyniki z USA. Tam film trafił do kin i na platformę VOD Disney+, gdzie seans oferowano po 30 dolarów, co wywołało oburzenie abonentów.
Według nieoficjalnych wyników box office film zarobił w weekend otwarcia zaledwie 33,5 mln dolarów.
Na dodatek Disney wpadł w ogień krytyki za sprawą aktorów i produkcji filmu. Okazało się bowiem, że część scen została nakręcona w regionie Sinciang.
To właśnie tam znajdują się chińskie obozy internowania dla Ujgurów, będących muzułmańską mniejszością w Chinach. Również aktorzy dolali oliwy do ognia.
Gwiazda filmu – odtwórczyni roli Mulan Liu Yifei – opowiedziała się po stronie policji brutalnie atakującej prodemokratyczne protesty w Hong Kongu.
Ponadto w napisach końcowych twórcy dziękują władzom regionu i organizacjom państwom w Sinciang, a także urzędowi bezpieczeństwa publicznego w Turpanie, który jest zaangażowany w prowadzenie obozów internowania we wschodnim Turkistanie.
Oczywiście chińskie MSZ przekonuje, że obozy internowania Ujgurów nie istnieją, a są to jedynie placówki edukacyjne.
Źródło: Rozrywka.blog