
Po wprowadzeniu w życie „piątki dla zwierząt” Kaczyńskiego organizacje prozwierzęce zyskają prawo do wchodzenia do prywatnych domów, mieszkań i gospodarstw bez zgody ich właścicieli.
Nie o to chodziło libertarianom chcącym prywatyzacji policji. Po wprowadzeniu w życie „piątki dla zwierząt” Jarosława Kaczyńskiego, tzw. „animalsi” zyskają uprawnienia prawie równe państwowej policji.
Mowa tu o zapisie, który stanowi, że „przedstawicielowi organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, w asyście policjanta lub strażnika gminnego, przysługuje prawo wejścia na teren nieruchomości, na której przebywa zwierzę, bez zgody lub pomimo sprzeciwu jej właściciela”.
„Czy dobrze rozumiem, że na mocy nowych przepisów wystarczy, że wpiszę do statutu naszej fundacji troskę o zwierzęta by móc myszkowac po Waszych domach i mieszkaniach pod pretekstem tejże? Nie chcę takich uprawnień, na litość boską!” – pisze Bartłomiej Radziejewski z think tanku Nowa Konfederacja.
Byłby to już kolejny projekt PiS, po tzw. „bezkarności +”, który zdaje się sprzyjać popełnianiu czynów zabronionych.
Samo nadanie takich uprawnień animalsom jest natomiast jednym z bardziej niebezpiecznych punktów „piątki dla zwierząt”. Główną uwagę mediów zwraca zakaz hodowli zwierząt futerkowych – tymczasem hodowle stanowią ułamek rynku i są raczej mało istotne dla gospodarki.
Jednak pod płaszczykiem walki z futrami PiS niemal zrównuje stowarzyszenia prozwierzęce z policją. Oznacza to, że już niedługo rolników nie będą kontrolowali weterynarze i osoby odpowiednio wyszkolone, ale przypadkowe osoby, zazwyczaj po studiach humanistycznych, które będą kierowały się jedynie ideologią.
Drugim niebezpiecznym zapisem jest zakaz prowadzenia prywatnych schronisk. Jest to zapis niedorzeczny i cofający Polskę na powrót do systemu rodem z PRL.
Źródło: „Wirtualna Polska”, nczas.com