Ministerstwo Finansów chce śledzić polskich kierowców. Chaos w systemie poboru opłat

Bramka na autostradzie A4 w Gliwicach/fot. ilustracyjne/fot. PAP/Andrzej Grygiel
REKLAMA

Resort finansów, który odpowiada za pobór opłat drogowych che wprowadzenia systemu który, nie funkcjonuje nigdzie na świecie. Kosztująca co najmniej 1,5 miliarda złotych „zabawka” urzędników, pozwoliłaby resortowi na inwigilację kierowców.

Odkąd rząd PiS postanowił przejąć od prywatnej firmy system poboru opłat drogowych i sam zająć się zbieraniem ich, w dziedzinie tej panuje całkowity chaos. Polska traci rocznie setki milionów złotych, na nieściąganych opłatach od zagranicznych ciężarówek. Na dodatek nastąpił całkowity regres technologiczny dotyczący sposobu pobierania pieniędzy.

Zamiast jednego, uniwersalnego i prostego w użyciu dla kierowców i pobierających myto mamy w Polsce kompletny chaos. I tak opłaty na różnych odcinkach autostrad pobierane są manualnie i to w różnych stawkach za kilometr – od 10 do 40 groszy. Najdrożej jest na autostradzie zbudowanej przez firmy Kulczyka i należącej do Stalexport pomiędzy Katowicami a Krakowem. Nikt nie rozumie dlaczego stawka za kilometr przejazdu autostradą może być w jednym miejscu 4 razy wyższa, niż w innym, ale rządowi PiS to wcale nie przeszkadza.

REKLAMA

Archaiczny, manualny system poboru opłat powoduje korki. Te latem w pełni sezonu wakacyjnego rosną do gigantycznych rozmiarów. Rząd PiS przyjął więc obyczaj od rządu PO i czasami całkowicie otwiera bramki zupełnie rezygnując z poboru.

Oprócz tego jest kilka elektronicznych systemów poboru opłat. Kierowcy mogą dodatkowo korzystać z urządzeń pokładowych – viaAUTO (na państwowych autostradach płatnych) i A4Go (na autostradzie koncesyjnej A4). Dodatkowo na koncesyjnych autostradach A1 i A4 działa aplikacja do videotollingu AutoPay, która będzie wprowadzona także na koncesyjnej autostradzie A2. Krótko mówiąc kierowca, który jeździ w Polsce po rożnych odcinkach rożnych autostrad musi mieć różne urządzenia i aplikacje.

Ministerstwo Infrastruktury chciałoby wprowadzenia jednego systemu w całym kraju – videotollingu. Można to zrobić bez zmian ustaw dotyczących autostrad państwowych i koncesyjnych. Videotolling jest prosty w obsłudze. Polega na skanowaniu rejestracji na wjeździe i zjeździe z autostrady i pobieraniu opłaty z konta. Prawie tak jak działają fotoradary.

Resort infrastruktury na początku ogłosił przetarg na wprowadzenie tego systemu. Ale rząd PiS, jakby mało było już chaosu po raz kolejny zmienił instytucję odpowiadającą za pobór opłat. Teraz od lipca odpowiada za to Ministerstwo Finansów. Urzędnicy resortu wpadli na swoje „własne” rozwiązanie i unieważnili przetarg na videotolling. Chcą zupełnie innej „zabawki” – mianowicie technologii satelitarnej.

System kosztowałby co najmniej 1,5 miliarda złotych. Instytut Staszica wskazuje, że wiązałoby się to również z koniecznością zmian co najmniej trzech ustaw – o drogach publicznych, o państwowych autostradach płatnych i Krajowym Funduszu Drogowym i prawa o ruchu drogowym oraz renegocjacją umów z koncesjonariuszami, jeśli system miałby obowiązywać również na autostradach koncesyjnych. Czyli kolejne lata chaosu.

Eksperci wskazują też na to, iż taki system byłby całkowicie nieekonomiczny. Jego budowa, eksploatacja, i nieustanne uaktualnianie pochłaniałoby znaczną część pobieranych opłat. Nigdzie na świecie taki system nie został wprowadzony. Urzędnicy resoru finansów byli by więc pierwsi.

Na dodatek jak się okazuje, istotą takiego systemu jest to, że można śledzić kierowców. „Wprowadzenie go (systemu satelitarnego – przyp. red.) natomiast dałoby państwu i innym podmiotom wprost nieograniczone możliwości inwigilacji każdego kierowcy korzystającego z płatnej autostrady. O ile w przypadku videotollingu rejestrowany jest tylko wjazd i zjazd danego pojazdu z płatnej trasy, to system satelitarny umożliwia jego kompleksowe śledzenie. Nie tylko państwo, urzędnicy, ale i koncern obsługujący system będzie w posiadaniu wrażliwych informacji. To zagrożenie nie tylko dla wolności obywatelskich, ale – w przypadku uzyskania dostępu przez podmioty trzecie – potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa” – piszą eksperci Instytutu Staszica.

Według nich, „nie ma żadnego uzasadnienia dla unieważnienia przetargu na videotolling i pozbawienia polskich kierowców możliwości korzystania z prostego, nowoczesnego i wygodnego sposobu wnoszenia opłat.

„Można odnieść wrażenie, że toczy się zakulisowa gra, w której stawką są wielkie pieniądze. Sam pomysł budowy satelitarnego systemu poboru opłat od aut osobowych jest tyleż nieekonomiczny, co grożący totalną inwigilacją obywateli. Jako taki powinien zostać zarzucony” – piszą eksperci Instytutu Staszica

REKLAMA