
Bilbao jest od wtorku pierwszym miastem świata zamieszkałym przez ponad 300 tys. mieszkańców, w którym obowiązuje na całym jego terenie limit prędkości jazdy do 30 km/h. Do 2023 roku ruch samochodowy w centrach hiszpańskich miast ma być całkowicie zakazany.
Jak przypomniał we wtorek odpowiedzialny w ratuszu w Bilbao za sprawy ruchu drogowego Alfonso Gil, zakaz jazdy powyżej 30 km/h był wprowadzany w tym baskijskim mieście sukcesywnie. Dodał, że już w 2019 roku na terenie ponad 80 proc. ulic Bilbao obowiązywała prędkość do 30 km/h.
Przedstawiciel ratusza wskazał na domniemane korzyści płynące z objęcia pojazdów w całym Bilbao “tak niskim” limitem prędkości.
– Przede wszystkim chcemy mieć mniej wypadków, i oczywiście – mniej zabitych. Chcemy też mniej zanieczyszczeń (…) oraz hałasu. Jeśli dzięki nowemu ograniczeniu prędkości uda nam się ochronić chociaż jedno ludzkie życie, to mamy już sukces – oświadczył Gil.
Nie przedstawił jednak żadnych dowodów na poparcie tej tezy. Wydaje się, że gdyby w ogóle zakazać ruchu samochodów, to pewnie nikt nie poniósłby śmierci wpadając pod nie.
Na terenie Hiszpanii strefy z ograniczeniami prędkości do 30 km/h występują w 19 miastach. Najsurowsze obostrzenia występują w liczącej 80 tys. mieszkańców Pontevedrze, w północno-zachodniej części kraju, gdzie maksymalną prędkość jazdy w śródmieściu tego miasta ustalono na 10 km na godzinę.
We wrześniu 2019 roku rząd Hiszpanii zatwierdził tzw. Krajowy Plan Jakości Powietrza, zgodnie z którym w centrach miast powyżej 50 tys. mieszkańców wprowadzone zostaną do 2023 roku ograniczenia służące całkowitemu wyeliminowaniu tam ruchu samochodowego.
Samochody mają minimalny, a właściwie pomijalny wpływ na powietrze. Na powstawanie smogu mają wpływ w zaledwie 7 procentach. Oczywiście lokalnie, intensywny ruch samochodowy w jakiejś okolicy może wpływać na zanieczyszczenie powietrza, ale nie w skali miasta, a tym bardziej już kraju.
W Hiszpanii rządzi skrajna lewica w wydaniu marksistowskim. Efekty obłędnej eko polityki można zaobserwować w Kalifornii. Tam władze oczywiście nie mogą wyeliminować ruchu samochodowego, ale zdzierają od kierowców haracze w postaci podatków. Ceny paliwa jest najwyższa Stanach Zjednoczonych, co sprawiło, że wyprowadziły się z niej niemal wszystkie firmy transportowe operujące pomiędzy stanami. Podróż samochodem z Los Angeles do Las Vegas i z powrotem przy tankowaniu w Kalifornii, jest dwa razy droższa niż ta sama trasa odbyta w drugą stronę z tankowniami w Nevadzie.
Przestawienie produkcji na pozyskiwanie jej z tzw. źródeł odnawialnych sprawiło, że w stanie dochodzi notorycznie do przerw w dostawach prądu. Czasami trwają one po kilkadziesiąt godzin.
Teraz władze Hiszpanii na mniejszą skalę wprowadzają eksperymenty, które katastrofalnie zakończyły się w Kalifornii. należy się spodziewać, że wkrótce włodarze wielu polskich miast pójdą w ślady hiszpańskich marksistów.