77-latek dwa dni wożony od szpitala do szpitala. „Ci kosmonauci już ledwie żyją”

Transport pacjenta z podejrzeniem koronawirusa / Fot. PAP
Transport pacjenta z koronawirusem - zdj. ilustracyjne / Fot. PAP
REKLAMA

Najpierw był Włocławek, potem Lipno, Rypin, raz jeszcze Włocławek oraz Bydgoszcz. Na dokładkę trasa do Grudziądza i powrót do Bydgoszczy. Taką trasę przebył w ciągu dwóch dni 77-latek chory na Covid-19. Szpitale nie chciały go przyjąć.

U pana Włodzimierza w przychodni stwierdzono zakażenie koronawirusem. W takim przypadku powinien trafić do szpitala, by potwierdzić wynik. Na dalszym etapie zapada decyzja, jak leczyć pacjenta.

Pan Włodzimierz „utknął” na etapie weryfikowania. Był w szpitalu we Włocławku, Lipnie i Rypinie. Nie było dla niego miejsca. Wrócił więc do Włocławka, gdzie w międzyczasie miejsce się zwolniło.

REKLAMA

Wreszcie potwierdzono Covid-19. Pacjenta zakwalifikowano do leczenia szpitalnego w placówce do tego przystosowanej. Pan Włodzimierz pojechał więc do Bydgoszczy, ale tam w żadnym z dwóch szpitali przyjąć go nie chcieli. Bo brak miejsc. Czekała go więc podróż do Grudziądza. W trasie ratownicy dostali telefon, że mają zawrócić, bo miejsce w Bydgoszczy jednak się znajdzie.

W ten sposób 77-letni pacjent przez dwa dni przejechał karetką przez pół województwa. – Ci „kosmonauci” już ledwie żyją. Cali poubierani są. Ja też dycham coraz gorzej – relacjonował w rozmowie z TVN24 Pan Włodzimierz.

NFZ zapowiedział, że przyjrzy się sprawie i zrelacjonuje ministerstwu zdrowia, co (znów) poszło nie tak.

REKLAMA