Prezydencka wpadka? Po debacie szeryf Portland dementuje, że wspiera Trumpa [VIDEO]

Debata Donald Trump - Joe Biden. / foto: CBS News
REKLAMA

„Nigdy nie wspierałem Donalda Trumpa”- stwierdził szeryf z regionu Portland. Prezydent Donald Trump zapędził się w debacie z Bidenem i oświadczył, że ma poparcie dużej liczby funkcjonariuszy organów ścigania.

Stwierdził, że wspiera go policja na Florydzie, w Teksasie, Ohio. Po czym dorzucił jeszcze Portland, gdzie zaczęły się zamieszki ruchu Black Lives Matter. Szeryf z regionu Portland w stanie Oregon, Mike Reese (hrabstwo Multnomah) zareagował dość szybko i na Twitterze stanowczo stanowczo zaprzeczył jakiejkolwiek sympatii dla prezydenta.

Dodał nawet, ze nigdy go nie poprze. Reese rzeczywiście regularnie krytykował sposób, w jaki służby federalne prezydenta radziły sobie z sytuacją w mieście. Reese został szeryfem w 2016 roku, kiedy jego poprzednik odszedł w atmosferze skandali korupcyjnych i seksualnych.

REKLAMA

Trump fatalnie się pomylił, bo ten szeryf podziela akurat Demokratów i jest nawet za pobłażliwością dla nielegalnych imigrantów. Portland miałoby być dla nich miastem-schronieniem.

W 2017 r. odmówił żądaniu prokuratora generalnego Jeffa Sessionsa, by lokalna policja pomagała w egzekwowaniu ścigania nielegalnych migrantów. „Jako szeryf hrabstwa Multnomah osobiście jestem zaangażowany w służenie tej społeczności i obronę wartości równości i integracji” – pisał wtedy na Twitterze.

Szeryf sprzeciwiał się wpuszczeniu do miasta agentów federalnych. Odmówił spotkania z Chadem Wolfem, sekretarzem Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W lipcu tego roku ostro krytykował agentów federalnych po tym, jak użyli gazu łzawiącego gumowych kul przeciwko protestującym „antyrasistom”.

Nic dziwnego, że szeryf Reese był najwyraźniej zaskoczony wymienieniem go przez Donalda Trumpa jako sojusznika. Sprawę natychmiast nagłośniono. Szeryf skazy się nawet, że „Donald Trump znacznie utrudnił” mu pracę i ironicznie dodaje, że prezydent taką deklaracją poparcia skłócił go tak że z… własną żoną.

REKLAMA