Wracają wiosenne koronaabsurdy. Maseczki obowiązkowe na plażach i górskich szlakach

maseczka ochronna.
Maseczka ochronna - zdjęcie ilustracyjne. / foto: pixabay
REKLAMA

Wracają koronawirusowe absurdy, które rządzący zaserwowali nam wiosną tego roku. Od soboty powiat tatrzański znajdzie się w czerwonej strefie. Obejmie ona także górskie szlaki. Jak poinformowały władze Tatrzańskiego Parku Narodowego, podczas wędrówek po nim turyści powinni nosić maseczki lub w inny sposób zakrywać nos i usta. Podobna sytuacja będzie miała miejsce także na sopockiej plaży.

W myśl przepisów noszenie maseczek w strefie czerwonej jest obowiązkowe w „miejscach publicznych”.

Wśród obostrzeń dla czerwonych stref znajduje się m.in. obowiązek noszenia maseczek w miejscach publicznych. Szlaki są takim miejscem – przekazała Ewa Holek-Krzysztof z TPN.

REKLAMA

Jak podkreślała, obecnie nie ma regulacji rządowych, z których wynikałoby, że parki narodowe objęte czerwonymi strefami powinny być zamknięte. Na razie więc władze TPN nie planują zamykania tatrzańskich szlaków. Obowiązkowe ma być za to „tylko” noszenie maseczek.

Powracają absurdalne pomysły władz, które wiosną zamknęły lasy. Na razie jednak wytyczne ograniczają się do zakrywania ust i nosa – także w odludnych miejscach, na łonie przyrody. Pytanie o sens tych przepisów pozostaje już wyłącznie retoryczne.

„Bardzom ciekaw, jak ten absurd będzie egzekwowany” – skwitował na Twitterze Łukasz Warzecha.

Szybkie korekty

Jak przypomina portal bezprawnik.pl, przepisy wcale nie musiałyby być tak absurdalne.

„Przypominam – władza na początku lockdownu wprowadziła dziesiątki ograniczeń za pomocą nie tylko rozporządzeń, ale też konferencji prasowych, infografik, wpisów na Twitterze czy wytycznych publikowanych na stronie ministerstwa. Ba, nie miała problemu ze zmienianiem ich bez uprzedzenia – wystarczyło zastąpić jedno, dwa słowa na stronie, by potem twierdzić że „dokonana została korekta”. Dlatego nie przemawiają do mnie argumenty mówiące o tym, że definicja „przestrzeni publicznej” jest niezmienna i nie da się wprowadzić do niej żadnych modyfikacji” – podkreślił na jego łamach Maciej Bąk.

W jego ocenie przepisy te w oczywisty sposób nie mają na celu ochrony zdrowia Polaków, bo w odludnych miejscach zarażenie się jakimkolwiek wirusem graniczy z niemożliwością. Mogą za to skutecznie utrudniać spacery po świeżym powietrzu i uprawianie sportu na zewnątrz. Czyli powtarza się wiosenny scenariusz.

Ponadto Polacy spędzili wakacje niemal zapominając o mniemanej pandemii. Tłumy na plażach i górskich szlakach wcale nie spowodowały eksplozji zakażeń. Rząd najwidoczniej trzyma się planu, wedle którego jesienią miała przyjść mityczna druga fala. Nieważne, że pierwsza się jeszcze nie skończyła.

„Jeszcze nie jest za późno. Jest wciąż szansa, by nie zacząć bawić się w niedorzeczne zamykanie lasów czy otaczanie wejść na plażę czerwonymi taśmami. O wiele skuteczniej bronimy się przed wirusem jeśli wiemy, że dane regulacje są racjonalne – na przykład dotyczące zakrywania ust i nosa w sklepach czy komunikacji miejskiej. Mam poczucie, że dziś resortem zdrowia kieruje zdecydowanie bardziej racjonalnie myślący urzędnik niż Łukasz Szumowski. Oby Adam Niedzielski rozsądniej korzystał z możliwości nakładania na Polaków restrykcji” – wyraził swoje nadzieje Maciej Bąk.

Źródło: bezprawnik.pl

REKLAMA