„Takie osoby jak pan nie istnieją”. Bezduszne covidowe przepisy doprowadzają ludzi do szału

Testy na koronawirusa.
Testy na koronawirusa - zdjęcie ilustracyjne. / foto: PAP
REKLAMA

Piotr Jasiun z Warszawy na własne skórze przekonał się, jak „przyjemne” może być zderzenie z różnymi instytucjami państwa. W dobie koronawirusa kwestie testu musiał załatwiać przez telefon. Usłyszał, że takie osoby, jak on, według przepisów nie istnieją, testu na koronawirusa nie będzie miał wykonanego, ale jak opuści mieszkanie, to dostanie 30 tys. zł grzywny.

W ubiegły piątek, 25 września, pan Piotr wraz z żoną źle się poczuli. Mieli 38-39 stopni gorączki. Zadzwonili więc do lekarza w prywatnej przychodni. Ten polecił im paracetamol i dużo snu. Nazajutrz złe samopoczucie minęło.

Około 15 pan Piotr dostał jednak telefon z informacją, że jedna z osób, z którą miał kontakt tydzień wcześniej, jest chora na Covid-19. W związku z powyższym trafia na kwarantannę.

REKLAMA

Ze względu na żonę i małe dziecko, starał się o wykonanie testu na Covid-19. Kolejne placówki i instytucje jednak mu odmawiały.

Usłyszałem, że sam kaszel, gorączka i kontakt z osobą zarażoną to za mało. Żeby dostać skierowanie musiałbym jeszcze stracić smak i węch. A do przychodni powinienem był dzwonić dziś rano, bo teraz już nie ma numerków. Poza tym przychodnia nie przyjmuje ludzi z gorączką, bo mogą być chorzy na COVID-19. I tu koło się zamknęło – relacjonuje w rozmowie z „Onetem”.

Następnym krokiem był kontakt z sanepidem. Dodzwonienie się do tej instytucji w ostatnich miesiącach graniczy z cudem, ale po kilku godzinach wreszcie się udało. Tam dowiedział się, że sanepid nie kieruje już na testy, bo zmieniły się przepisy.

To jakiś absurd, bo przecież to właśnie sanepid jest instytucją, która powinna być główną siłą walki z pandemią. A teraz nie może zlecać testów? Pan na infolinii sanepidu stwierdził, że nie jest fanem obecnych przepisów, ale nic z tym nie może zrobić. I że przykro mu, że osoby, z którymi miałem kontakt nie będą przebadane, ale takie przepisy – opowiada pan Piotr.

Jest jeszcze taka instytucja jak NFZ. Tutaj z kolei pan Piotr dowiedział się, że nikt nie przyjedzie, by wykonać testy. Natomiast gdyby mężczyzna sam chciał udać się do którejś z placówek, by się przebadać, to owszem, może, ale za dodatkową opłatą 30 tys. zł za złamanie kwarantanny.

Uściślając: pan Piotr nie miał stwierdzonego Covid-19, ale mimo to nie mógł wychodzić z domu. To znaczy mógł, ale za 30 tys. zł.

A testu nie chcieli mu zrobić, bo choć wykazywał objawy typowe dla Covid-19, to nie wszystkie – wciąż miał węch i smak.

Pan na infolinii COVID-owej powiedział mi, że – tu cytat – „według obecnych przepisów takie osoby jak pan nie istnieją” – relacjonuje pan Piotr.

Podczas telefonicznego kontaktu z kolejnym lekarzem po prostu powiedział, że stracił smak i węch. I wtedy cała machina ruszyła, już do testu pacjent się kwalifikował.

W tej sytuacji pan Piotr dostał nawet oficjalne pozwolenie na opuszczenie czterech ścian. Pod jednym warunkiem – do placówki medycznej musi udać się własnym samochodem. Testy wykazały, że jest zakażony koronawirusem. Poza jednym gorszym dniem, czuje się całkiem dobrze i czeka, kiedy wreszcie skończy się kwarantanna.

Koronawius, a rzeczywistość. Czyli kreatywna księgowość liczby zachorowań.W piątek wieczorem i ja i Małgorzata…

Posted by Piotr Jasiun on Monday, September 28, 2020

REKLAMA