Jeszcze na długo przed pojawieniem się ruchu Black Lives Matter pewne dziedziny sztuki były oskarżane o to, że są zbyt „białe”. Dotyczyło to m.in. opery, czy filharmonii.
Teraz pod wpływem BLM dyrektor generalny Opery Paryskiej składa „samokrytykę” i zapowiada, że placówka zajmie się „promowaniem różnorodności”. Koniec np. ze stylem teatralnego makijażu odwołującym się do stereotypowych wyobrażeń, jak np. Blackface.
W operze powstaje „bezprecedensowa misja”. Dyrektor Alexander Neef zdecydował się powierzyć czuwanie nad nią Constance Rivière, Rzecznik Praw Obywatelskich i historykowi Papie Ndiaye, „specjaliście od rasizmu”, współzałożycielowi Rady Reprezentacyjnej Czarnych Stowarzyszeń (CRAN).
Do 15 grudnia misja ma przedstawić plan działania. „Jeśli chcesz pozostawać częścią społeczeństwa, nie możesz stać w miejscu i odmawiać ewolucji” – mówi dyrektor opery Alexander Neef.
W planach jest większy dostęp dla Metysów i Murzynów do kosmetyków i makijażu odpowiadającego ich karnacji skóry. W balecie mają być np. stosowane bardziej przystające do ich morfologii rajstopy i baletki. Zniknąć mają także niektóre nazwy związane z Operą, które zawierają np. słowo „negre”.
BLM wkracza w każdą dziedzinę życia. „Wdrażane” właśnie pomysły przypominają dawne „wytyczne” partii komunistycznych. W dodatku teraz kierownictwo różnych placówek robi to „spontanicznie” i niemal na wyścigi.
Kapitulacja, uległość, czy głupota?
🔴“#Blackface” : l’#Opéra de #Paris fait son autocritique ⤵️ https://t.co/RxpWXmR05c
— Valeurs actuelles ن (@Valeurs) October 6, 2020
Źródło: VA